Śruta bez zezwolenia

Od sześciu lat żaden przedsiębiorca nie może sprowadzić do kraju śruty sojowej bez specjalnych zezwoleń - informuje ministerstwo środowiska.

Tymczasem importerzy twierdzą, że do tej pory nikt takich zezwoleń od nich nie wymagał. Import sobie, a przepisy sobie? Prawdopodobnie tak, bo przez sześć lat władze nie przejmowały się obowiązującym prawem.

Poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza" całą winę za kolejki na granicach przypisała ministrowi środowiska. Zdaniem "Gazety" minister wpisał śrutę na listę odpadów, których bez zezwolenia do Polski wwozić nie można. Czesław Śleziak twierdzi, że gazeta napisała nieprawdę, gdyż takie zezwolenia obowiązują od sześciu lat. - Trudno uwierzyć, że ktoś kto zajmuje się zawodowo, na wielką skalę importem śruty poekstrakcyjnej, nie zna przepisów, które obowiązują od sześciu lat - mówi minister.

Nam też trudno było uwierzyć, a jednak! Okazuje się, że o takich przepisach nie tylko nie słyszeli importerzy, ale także urzędy celne, które zawsze odprawiały śrutę bez zezwoleń. Wszystko zmieniło się w zeszłym tygodniu. - W tej chwili urzędy celne zaczęły wymagać tych zezwoleń ponieważ zmienił się u nich program komputerowy - informuje Renata Barczyk z Biura Maklerskiego "Start" w Szczecinie.

A na całym zamieszaniu znowu najgorzej wyszli rolnicy, którym załamał się rynek pasz. - Szczególnie, że wystąpiło to zjawisko w bardzo niekorzystnym czasie - ogromnego spadku cen trzody chlewnej, wysokiej ceny zbóż i wycofania mączek mięsno-kostnych - komentuje prezes KRIR Jan Krzysztof Ardanowski.

W efekcie alternatywą dla karmienia zwierząt stała się właśnie śruta. Ta jednak czekała na granicach, a jej cena w kraju wzrosła z 1100 zł do 1500 zł za tonę. Czy doprowadzi to do wzrostu cen wieprzowiny lub drobiu? Zobaczymy. Na razie zezwolenia na import śruty wydawane są na bieżąco. A minister środowiska zapowiada że śruta znalazła się już na tzw. zielonej liście odpadów, dla których nie trzeba będzie się starać o zezwolenia na import.