Tani ser z Europy Zachodniej zalewa nasz rynek. - To nie ser, to wyrób seropodobny, zawierający łój lub tłuszcze roślinne - alarmuje Waldemar Broś, wiceprezes Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich.
W pierwszym półroczu import sera tzw. dojrzewającego, potocznie nazywanego żółtym, był 6,5 raza większy niż w takim samym okresie zeszłego roku. Przez sześć miesięcy do naszego kraju sprowadzono przeszło 17 tys. ton sera. W pierwszym półroczu 2004 r. było to niespełna 2,7 tys. ton. Sery stanowią obecnie aż 53 proc. całego importu nabiału do Polski.
Mleczarzy najbardziej niepokoi fakt, że cena serów, sprowadzanych głównie z Niemiec i Holandii, jest niezrozumiale niska. Prezes Broś zauważa, że importowany ser kosztuje 1,1 - 1,22 euro za kg, czyli najwyżej 4,8 zł. - Nie da się wyprodukować sera dojrzewającego taniej niż za 2,5 euro za kg - mówi wiceprezes. Najbardziej popularne sery - typu Gouda, Podlaski, Morski, kosztują w hurcie 10,5 - 11 zł za kg.
Potwierdza to Dariusz Sapiński, prezes Spółdzielni MleczarskiejMlekovita w Wysokiem Mazowieckiem. - Sprzedajemy ser hurtownikom za ok. 12 zł za kg. Obaj nie mają wątpliwości, że importowane sery zamiast naturalnych tłuszczów zawierają łój lub tłuszcze roślinne. - To nie jest ser - mówi Sapiński. Wiceprezes Broś zauważa, że aż 94 proc. importu tanich serów pochodzi z krajów tzw. starej Unii, gdzie cena mleka jest o 30 proc. wyższa niż w Polsce, dlatego pełnowartościowe sery również powinny być droższe niż te krajowej produkcji.
Na razie fala importu taniego sera spowodowała, że ceny na polskie produkty spadły nawet o 10 proc. w porównaniu do roku ubiegłego. - Jak tak dalej pójdzie, to mleczarnie, by obniżyć koszty, będą mniej płacić dostawcom mleka - mówi Waldemar Broś. Nie wyklucza, że wojna na rynku serów może doprowadzić do tego, że również polskie mleczarnie zaczną zmieniać składniki mleka, wykorzystując tłuszcze roślinne, a więc produkować niepełnowartościowe sery.
Wiadomo, że technologię do takiej produkcji oferuje już naszym producentom firma ze Szwecji. - Z tego, co wiem, na razie nikt nie skorzystał z tej oferty, ale nasz związek obejmuje tylko 75 proc. producentów nabiału. Pozostali to duże firmy, często z zagranicznym kapitałem, i nie wiem, jakie są ich plany - wyjaśnia wiceprezes Broś.
Dla naszych mleczarni wojna serowa może okazać się trudna do wygrania, bo polski konsument wciąż jest biedny i najważniejszym kryterium wyboru produktu jest dla niego cena. - W naszym kraju brakuje polityki ochrony własnego rynku - komentuje prezes Sapiński. Jego zdaniem np. Francuzi nigdy nie pozwoliliby, aby seropodobne produkty zalewały ich rynek. - My otworzyliśmy się w pełni na europejskie produkty i nikt nie kontroluje, czym truje się polskiego konsumenta - mówi Sapiński. Wiceprezes Broś radzi zaś klientom, by kupując tani ser, sprawdzili na etykiecie, jakie tłuszcze produkt zawiera.
Polska pod względem produkcji serów zajmuje szóste miejsce w świecie. W ubiegłym roku nasze mleczarnie wytworzyły ok. 220 tys. ton sera dojrzewającego. W tym roku produkcja będzie o ok. 20 tys. ton większa.