Przedstawiciele niemieckich firm mleczarskich oferują wielkopolskim rolnikom zakup mleka po cenach dużo wyższych od tych, jakie są w stanie płacić polskie zakłady. Może to doprowadzić do sytuacji, w której rodzime mleczarnie będą miały utrudniony dostęp do surowców, co z kolei uruchomi lawinę problemów ekonomicznych, z plajtą włącznie - pisze "Nasz Dziennik".
Spółdzielcy obawiają się, że w jej efekcie w ewentualną lukę na rynku wkroczyłyby zachodnie firmy, oferujące swoje produkty po dużo wyższej cenie.
Zastrzeżenia te zdaje się potwierdzać fakt, iż spółki zza naszej zachodniej granicy jasno deklarują brak zamiaru podpisywania z gospodarzami umów długofalowych. Specjaliści z warszawskiego Instytutu Ekonomiki Rolnictwa nazywają rzecz po imieniu - ten proceder jest nielegalny, to zwykła kradzież limitu - czytamy na łamach dziennika.
Niemieccy emisariusze odwiedzają wielkopolskich gospodarzy zajmujących się hodowlą krów, oferując bardzo zróżnicowane ceny. Zawsze jednak wyższe niż te oferowane przez mleczarnie, z którą dany rolnik ma podpisany kontrakt.
Średnio Niemcy proponują od 1,30 zł do 1,50 zł za litr mleka, w zależności od jego jakości i ilości białka, podczas gdy polskie mleczarnie zaoferować mogą maksimum złotówkę za litr.
Taka działalność emisariuszy niemieckich firm niepokoi właścicieli i zarządców wielkopolskich mleczarni, którzy uważają, że może ona doprowadzić do szybkiego wyrugowania ich z rynku, a co się z tym wiąże - również otwarcia wielkopolskiego rynku mleka dla spółek niemieckich, które w takim przypadku mogłyby dyktować polskim konsumentom ceny niemal z pozycji monopolistycznych - pisze "Nasz Dziennik".