Saldo obrotów produktami mleczarskimi mamy dodatnie. Eksport przewyższa import. Różnica ta wynosiła w 2002 r. 237 mln USD, a w ubiegłym roku zwiększyła się do 310 mln USD, tj. o 30 proc. Wejście Polski do UE powinno ułatwić nam ekspansję w handlu zagranicznym. Mając tańszy surowiec i niższe koszty robocizny, możemy być konkurencyjni cenowo dla odbiorców w krajach Piętnastki. Wąskie gardło stanowią, niestety, licencje eksportowe. Komisja Europejska nie śpieszy się z ich wydawaniem. Wnioski czekają na rozpatrzenie przez wiele miesięcy.
Jest obawa, że z taniości naszego surowca wcześniej skorzystają mleczarnie we wschodnich landach Niemiec. Tam litr mleka surowego kosztuje ok. 30 eurocentów, a u nas o połowę mniej, opłaci się więc przetransportować go jak najwięcej i przerobić u siebie. Gdyby z Brandenburgią i Saksonią graniczyło nasze Podlasie, byłaby tragedia. Na szczęście jest inaczej. W pasie nadodrzańskim nie ma dużo mleka.
Wożenie „galanterii” mlecznej na duże odległości nie bardzo się kalkuluje. Co innego tak szlachetny wyrób jak sery twarde dojrzewające. Produkcja ich szybko rośnie, w ciągu ostatnich trzech lat zwiększyła się u nas o 30 proc., do 196 tys. ton w roku ubiegłym. Rynek krajowy takiej ilości nie wchłonie. Musi być rozwijany eksport i to w różnych kierunkach. Nasi producenci szturmują od dawna wielki rynek amerykański. Stworzyli już przyczółki, ale skrzydeł nie pozwala im rozwinąć skromniutki kontyngent, wynoszący w br. 1625 ton. Ponieważ UE ma prawo wyeksportować rocznie do USA 55 tys. ton serów twardych i limitu tego w pełni nie wykorzystuje, jest cicha nadzieja, że część tej kwoty Bruksela być może pozwoli nam zagospodarować.
Poważny dostawca ma towar w magazynie w odpowiedniej ilości i asortymencie, aby móc szybko zrealizować każde zamówienie. Kraje Piętnastki pod płaszczykiem walki ze spekulacją chcą wymusić na nas, byśmy drastycznie ograniczyli zapasy ok. 200 artykułów żywnościowych, głównie krajowej produkcji. Jeśli będą się upierały, że wszystko powyżej 5 tys. ton stanowi nadmierne zapasy, to rozłożą na łopatki nasze większe zakłady mleczarskie. Właśnie te z uprawnieniami eksportowymi.
Na kondycję finansową zakładów będą miały wpływ ceny mleka w proszku, którego ogromną większość sprzedajemy za granicę (ponad 100 tys. ton rocznie). Po bardzo słabej II połowie 2002 r. i nie najlepszym roku ubiegłym, w I kwartale br. znów dominują tendencje spadkowe. Jest pytanie, jak duże otrzymamy wsparcie w postaci unijnych dopłat do eksportu i przechowywania nadwyżek.
Zmieni się sytuacja na rynku krajowym. Ostrzejsza będzie konkurencja ze strony firm z kapitałem zagranicznym. Spora część naszych mleczarń nie uzyska jeszcze prawa do działania na jednolitym rynku europejskim. Wolno im będzie sprzedawać swe produkty tylko w kraju znakując je kwadratowymi pieczęciami. Ta segregacja może odebrać rodzimym firmom znaczącą liczbę klientów. Pewien wzrost cen jest nieuchronny, co w jakimś stopniu osłabi popyt. Konsekwencje tego wszystkiego odczują producenci mleka, rolnicy. Dynamika cen skupu może być mniej satysfakcjonująca niż wielu dziś oczekuje.