Niewielkie było zainteresowanie składaniem wniosków o kwoty mleczne na Dolnym Śląsku. Ponad dwa tysiące rolników długo zastanawiało się, czy warto.
W końcu zmobilizowali się, ale okazało się, że uzyskana w roku referencyjnym kwota 160 mln litrów zaledwie w jednej piątej pokrywa zapotrzebowanie Dolnego Śląska na wyroby mleczarskie.
Dlatego, aby obronić się przed importem mleka zarówno hodowcy, jak i mleczarze domagają się zwiększenia kwoty mlecznej dla województwo.
Połowę produktów mleczarskich Dolny Śląsk sprowadza z innych rejonów Polski Rozproszone Spółdzielnie Mleczarskie zamiast łączyć się, konkurują ze sobą i o klientów i o surowiec.
- Od prawie roku zrobiła się taka tendencja, że wzrasta wydajność, ale jest również wielkie zainteresowanie hodowlą bydła i możemy znaleźć się w takiej sytuacji, że będzie przyrost mleka, natomiast nie będzie pod ten przyrost odpowiedniej kwoty mlecznej - mówi Henryk Zatorski - Dyr. Dolnośląskiej Izby Rolniczej. Dlatego Dolny Śląsk będzie występował o kwotę z rezerwy krajowej około 100 mln. litrów mleka.
Najgorsza sytuacja panuje wśród hodowców bydła w górzystych rejonach Dolnego Śląska. Okoliczne mleczarnie kilka lat temu splajtowały. Odległe o kilkaset kilometrów od nich zakłady nie chcą skupować mleka lub płacą po zaledwie 35 groszy za litr. Pomagają im opolskie mleczarnie.
Zapowiadają się ciężkie czasy dla hodowców bydła. Z powodu braku pasz wiele gospodarstw być może będzie musiało przymusowo likwidować część stad, lub ograniczyć żywienie by dotrwać wiosny.