W lipcowym upale masowo padały kurczaki i nioski rodzicielki. Padło ich zapewne wyjątkowo dużo, bo ku zdumieniu fachowców ceny drobiu z każdym tygodniem idą w górę. Drób drożeje też dlatego, że wykupują go kraje, w których kurniki przetrzebiła ptasia grypa. Czy w najbliższym czasie cokolwiek może zatrzymać wzrost cen?
Od stycznia kurczaki w skupie zdrożały o blisko 20 proc. Cieszą się hodowcy i zakłady drobiarskie, mniej zadowoleni są konsumenci, bo w sklepach tylko w ostatnich tygodniach mięso drobiowe zdrożało o blisko 15 proc.
Tego nikt się nie spodziewał. Jeszcze na wiosnę hodowcy i przetwórcy drobiu rozpaczali. Hodowcy - że sprzedają kurczaki poniżej kosztów produkcji, czyli po 2,8 zł za kg żywca. Przetwórcy - że do całego interesu dokładają, sprzedając sklepom tuszki kurczaków po 4,3 zł za kg. Dziś najniższe ceny skupu nie spadają poniżej 3,05 zł za kg, a niektóre firmy płacą nawet po 3,5 zł. Zakłady dostają za tuszki od 5 do 5,50 za kg. Za kilogram kurczaka w sklepie trzeba zapłacić ok. 6,4 zł.
Co gorsza, z każdym tygodniem jest coraz drożej. - Tak naprawdę nie wiemy, co się stało. Zwykle w lecie jak jest gorąco, ceny spadają, bo producenci chcą się jak najszybciej pozbyć kurczaków - tłumaczy nam przedstawiciel dużej sieci handlowej. - Teraz ceny idą w górę, bo być może z powodu upałów padło więcej kurczaków niż zwykle, może też producenci więcej eksportują do krajów, gdzie upał zdziesiątkował fermy.
Dla kur było za ciepło
- Trzeba się liczyć z dalszym wzrostem cen co najmniej przez kilka tygodni - ostrzega Andrzej Danielak, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Drobiu. - To dlatego że kurczaków brakuje. W całej Unii i w Polsce jest przewaga podaży nad popytem.
Różnica między podażą a popytem, która wywołała ten wzrost cen, nie jest duża - ok. 2 proc. Skąd się wzięła? W ubiegłym roku w Holandii, Belgii i Niemczech wybuchła epidemia ptasiej grypy. Kurczaki szły pod nóż, gdyż wirus ptasiej grypy jest bardzo zaraźliwy - przenosi się głównie na ptactwo, ale może też być przyczyną śmierci wśród ludzi.
Teraz podaż jeszcze się zmniejszy. Przyczyną są upały, jakie w lipcu nawiedziły niektóre kraje Unii, w tym Polskę. W naszym kraju nie ma praktycznie kurników z klimatyzacją, upały przetrzebiły więc fermy drobiu.
- Kurczaki trzyma się u nas na ściółce ze słomy, a przy tak wysokich temperaturach ściółka mocno pracuje. Powstają w niej bakterie, które podnoszą temperaturę od spodu, ptaki tego nie wytrzymują - tłumaczy Danielak. Jego zdaniem wielu hodowców, by rozładować kurniki i obniżyć w ten sposób temperaturę, sprzedało część stad, choć kurczaki nie osiągnęły jeszcze dobrej wagi. Uzupełnić fermy nowymi kurczakami nie bardzo będzie skąd, bo wiele niosek rodzicielek też nie wytrzymało wysokich temperatur i padło.
Do Rosji każda ilość
Do tego kurczaków brakuje też w innych krajach Europy, np. Włoszech, Portugalii, Hiszpanii i Francji - tam upały też przetrzebiły stada. Polska już od kilku miesięcy stała się zapleczem hodowlanym Europy - nasze pisklęta wyjeżdżają do kurników na Zachód i na Wschód. Dostawcy piskląt mają podpisane zagraniczne umowy i nie będą ich zrywać, by uzupełnić polskie fermy. To oznacza, że hodowcom w Polsce zabraknie piskląt do obsadzenia kurników po sprzedaniu kurczaków, które teraz w nich tuczą.
W tym roku sprzedamy do Unii rekordową ilość mięsa drobiowego - ponad 140 tys. ton. To skutek zaradności naszych eksporterów, którzy, gdy w sierpniu zeszłego roku załamał się rynek rosyjski, rzucili się zawierać kontrakty w Unii. A w zeszłym tygodniu po roku oczekiwań Rosja wreszcie otworzyła swoje rynki dla naszego drobiu (aby nasze zakłady mogły znowu sprzedawać kurczaki do Rosji, musiały poddać się kontroli rosyjskich weterynarzy, a ci zwlekali niemal przez rok). W poniedziałek straż graniczna nie otrzymała jeszcze informacji z Moskwy, że granice są otwarte, ale stanie się to lada chwila. Wtedy sprzedaż drobiu na Wschód ruszy, powodując spadek podaży w kraju.
Rosja importuje ogromne ilości drobiu - blisko 2 mln ton rocznie, z czego na Unię przypada 240 tys ton. Teraz ten import może wzrosnąć na skutek wykrycia na Syberii kilku ognisk ptasiej grypy i likwidacji stad. Na razie Rosja zlikwidowała ok. 65 tys. sztuk kurcząt, ale to prawdopodobnie dopiero początek. Dlatego należy liczyć się ze zwiększonym zapotrzebowaniem na import mięsa z krajów nieobjętych chorobą.
Polska ma doskonałe warunki, by stać się głównym eksporterem unijnym do Rosji - stosunkowo niskie koszty produkcji i transportu. Leszek Kawski z Krajowej Rady Drobiarstwa grupującej największe zakłady w kraju spodziewa się, że nawet połowa dostaw do Rosji może pochodzić z Polski.
- Teraz jest dla nas fantastycznie, ceny idą w górę i jest zapotrzebowanie jak nigdy na polski drób. Ale mnie niepokoi zachowanie naszych władz, które udają, że problem ptasiej grypy nie dotyczy Polski. A przecież gdyby do nas dotarła, to cała produkcja drobiarska w kraju by padła. Już wołałbym, żeby tej ptasiej grypy nigdzie nie było - mówi Danielak.