I znów dobre informacje dla hodowców drobiu. Ceny kurczaków powoli, ale systematycznie idą w górą. Kilogram żywca kosztuje średnio 3 złote 80 groszy, czyli około 10 % więcej niż jeszcze miesiąc temu.
Jak zwykle gdy towaru brakuje, to wolny rynek jest liderem w podnoszeniu stawek. Żeby zdobyć brojlery, małe ubojnie płacą najczęściej 4 złote za kilogram.
Duże firmy, które z rolnikami podpisały umowy kontraktacyjne chcąc nie chcąc, też muszą gonić peleton. Tu maksymalne ceny dochodzą do 3 złotych 80 groszy.
Wysoki kurs euro spowodował, że naszym mięsem drobiowym interesują się zagraniczni kontrahenci. Za to nikomu nie opłaca się importować mięsa do kraju. Efekt jest taki, że przy obecnym popycie podaż krajowa jest zbyt mała, a kurczaki stały się towarem deficytowy.
Zresztą nie tylko kurczaki, bo podobne reguły rządza także rynkiem indyków. Tu choć stawki przestały rosnąć, bo do ubojni zaczęły trafiać ptaki z większych wiosennych wstawień. Ale i tak utrzymują się na rekordowo wysokim poziomie.
Ceny skupu indorów dochodzą do 6 złotych za kilogram, indyczek do 5 i pół złotego. Tyle za żywiec muszą płacić firmy które wcześniej nie zadbały o kontraktację.
W dużych zakałach stawki są nawet o 50 – 60 groszy niższe, ale zdaniem przetwórców hodowcy nie powinni narzekać, bo produkcja indyków jest opłacalna.
Pewny jest też zbyt. Niskie pogłowie świń i zwiane z tym wysokie ceny wieprzowiny, spowodowały że przetwórnie sięgają chętnie po mięso z indyków zastępując im w gotowych wyrobach wieprzowinę.