Wczoraj telefony w grudziądzkich zakładach mięsnych zamilkły. Firma ma długi, a Henryk Żurawski, prezes zakładów wierzy, że niebawem wyjdzie na prostą.
- Zakłady nie oddały nam ponad 33 tysięcy złotych za żywiec - powiedziała Bernadeta Gaszkowska z Chełmna, która wspólnie z mężem Zenonem pośredniczyła w dostarczaniu tuczników do grudziądzkiej rzeźni. - We wrześniu minionego roku była już jedna niezapłacona faktura, ale dyrektor Szczepaniak tak nas prosił, abyśmy przywieźli tuczniki... Obiecywał, że pieniądze firma ma i zapłaci w ciągu trzech tygodni. Dziś mamy już wyrok sądu w tej sprawie.
Czeka co najmniej kilku
Państwo Gaszkowscy nie są jedynymi poszkodowanymi. - Sześciu pośredników czeka na pieniądze - stwierdziła kobieta. - Łącznie zakłady są nam winne ponad 370 tysięcy złotych. Jeden z pośredników nie może z tego powodu zapłacić rolnikom.
Pośrednicy poszli na spotkanie z władzami firmy i zaproponowali przejęcie za długi hali, którą zakład chce sprzedać. - Nie zgodzili się - dodała Gaszkowska. - Jakie mamy szanse na odzyskanie pieniędzy, jeśli długi firmy rosną? Podobno nie płacą nawet rachunków za wodę i gaz.
Chcieliśmy to sprawdzić. Próbowaliśmy dodzwonić się do zakładu, ale telefony stacjonarne zostały wyłączone. Pomimo tego prezes Żurawski wciąż jest dobrej myśli. - Firma jest na etapie prywatyzowania - powiedział przez komórkę. - Mamy inwestora, który chce zostać udziałowcem większościowym. Ministerstwo Skarbu spowalnia ten proces, ale trzeba chwilę poczekać. Rozpoczęliśmy ubój, jest program restrukturyzacji.
Tylko nie o długach
O długach nie chciał rozmawiać. Zasłonił się tajemnicą. Wierzy, że pośrednicy dostaną swoje pieniądze. Tylko na razie nie wiadomo od kogo. - Za żywiec płaci inwestor - stwierdził Żurawski. Czy zapłaci także za świnie, które dawno przerobiono na kiełbasy? - Zobaczymy - dodał prezes.