Za szynkę, kiełbasy czy polędwicę zapłacimy w tym roku nawet o 15 proc. więcej niż przed rokiem. Producenci i sprzedawcy zarzekają się, że na razie ceny podnieśli tylko symbolicznie.
Widać już zmiany spowodowane przez kryzys. Co prawda nie w dużych aglomeracjach, ale w mniejszych miejscowościach do łask powoli wraca salceson. Producenci twierdzą, że prawdziwe podwyżki dopiero nadejdą. Nie da się ich uniknąć, bo mamy kolejny świński dołek. W tej chwili mamy w Polsce 15 mln świń, krajowe zapotrzebowanie to 16 mln. - Tak dużego spadku ilości hodowanych świń nie było od roku 1987. Rolnicy zmniejszyli hodowlę, bo była ona nieopłacalna. Teraz znów ją zwiększą, ale na cenach odbije się to dopiero za rok. Problemem jest też słaby złoty. Jeszcze niedawno opłacało się sprowadzać mięso z zagranicy i przerabiać je na wędliny w Polsce. Obecnie już nie. Za boczek z Danii jeszcze w listopadzie płaciliśmy 8,50 zł, dziś musielibyśmy zapłacić 10,40 zł. Nikt nie kupi tak drogiego mięsa.
O ile mogą wzrosnąć ceny? Wzrost może być bardzo duży. Jesienią 2008 ceny mięsa były o 9 proc. wyższe niż jesienią 2007. W tym roku różnica może wynieść nawet 15-20 proc.