Ponad 30 zakładów mięsnych może zostać oskarżonych o paserstwo. Wśród nich jest firma, która nagłośniła sprawę kontrowersyjnego przetargu w Agencji Rynku Rolnego.
Jedenastu oskarżonych o nielegalną sprzedaż półtusz wieprzowych stanęło
tydzień temu przed krakowskim sądem. W związku z tym, że mięso przeznaczone na
eksport kupione w 1999 r. od ARR, trafiło do polskich zakładów mięsnych, skarb
państwa stracił co najmniej 8,5 mln zł. Cena, za którą nabywali półtusze,
znacznie różniła się od ówczesnej ceny wolnorynkowej.
Krakowski
prokurator z postępowania wyłączył sprawę ponad 30 zakładów mięsnych z całej
Polski, które może oskarżyć o paserstwo. Niewielkie ilości półtusz
prawdopodobnie trafiły także do zakładów z Kujawsko-Pomorskiego, ale "z drugiej
ręki", więc zarzut o paserstwo - w ich przypadku - raczej nie wchodzi w
grę.
Przekręt ze świadectwem
W grupie firm, które nabyły
wieprzowinę z rezerw są Zakłady Mięsne "Duda-bis" z
Sosnowca.
Kupowaliśmy półtusze po atrakcyjnej cenie – przyznaje
Tomasz Halabowski, rzecznik prasowy zakładów z Sosnowca. – Niska cena
wzbudziła nasze podejrzenia, dlatego sprawdziliśmy mięso. Były świadectwa
legalności, więc nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń. To wolny rynek, więc
skorzystaliśmy z okazji. Dopiero potem dowiedzieliśmy się, skąd pochodziły
półtusze.
Inna firma, z województwa mazowieckiego, także nie miała żadnych zastrzeżeń. Mięso kupiłem przez biuro maklerskie – tłumaczy dyrektor zakładów mięsnych. – Nie szukałem go. To makler z olsztyńskiej giełdy zadzwonił do mnie i zaproponował towar na zdrowych zasadach. Moim zdaniem ceny nie były rażąco niskie.
Zemsta za przetarg?
Zakłady mięsne, które mogą zostać
oskarżone o paserstwo, czują się pokrzywdzone. Gdybyśmy wiedzieli, co to za
mięso, na pewno byśmy go nie kupili – mówią w rzeźniach. – A może ktoś
chciał nas wrobić? Dlaczego akurat do nas trafiły takie "okazje "? W
zakładach mięsnych "Duda- bis" sądzą, że ktoś celowo nagłaśnia sprawę. W
końcu to my wykryliśmy aferę z przetargiem w Agencji Rynku Rolnego na pomoc
żywnościową dla najuboższych – dodaje Halabowski. – Ktoś się na nas
złośliwie mści, a przecież sprawa z 1999 roku jest wynikiem złego nadzoru
agencji nad eksportem półtusz. Jak można było do tego dopuścić?
O złośliwości nie może być mowy – twierdzi Radosław Iwański, rzecznik ARR. – Ubolewamy, że ktoś nas najpierw oskarża, a potem ripostuje w taki sposób przy okazji sprawy z 1999 roku. Przecież dziś inni ludzie kierują agencją.