Czy lubuscy przedsiębiorcy branży mięsnej będą musieli zamknąć swoje zakłady? Uchronić ich ma przed tym cykl szkoleń.
Jest to nasza inicjatywa – mówi wojewódzki lekarz weterynarii Tadeusz
Woźniak. Większość z 70 lubuskich firm może spełnić unijne wymogi, ale
potrzebuje pomocy. Jeśli nie zdążą muszą zamknąć swoje zakłady.
Na
półmetku
Dziś 19 zakładów przetwórstwa mięsa jest w grupie A i
spełnia unijne wymogi. Pozostałe 70 jest w połowie drogi ku modernizacji sprzętu
i budynków, która pozwoli uzyskać unijny certyfikat do kwietnia przyszłego roku.
Jednym z problemów jest brak pieniędzy na przeprowadzenie tych zmian.
W luksusowej sytuacji jest sławska spółdzielnia Dobrosława – lada dzień złoży
wniosek do lekarza weterynarii kraju o zmianę grupy z B-1 na A.
Jest
to efekt naszej nowej inwestycji, która spełnia wymogi weterynaryjne i
techniczne. Jednak jestem sceptycznie nastawiony, do ewentualnej pomocy, jakiej
oczekiwać mogą firmy naszej branży od banków – wyjaśnia prezes Waldemar
Starosta. – Jedynym wyjściem wydaje się przedłużenie terminu dostosowania do
unijnych norm.
Od kilku dni w środowisku mówi się, że do takiej sytuacji może dojść, gdyż w
innych regionach kraju sytuacja jest tragiczna. Możemy liczyć na zmiany, ale
mam nadzieję, że przy pomocy samorządów, banków spółdzielczych czy
specjalistycznego BGŻ uda nam się znaleźć fundusze dla firm i doprowadzić do
tego, że około 80 proc. spełni na czas wymogi unijne – dodaje T.
Woźniak.
Tylko w Polsce
Pozostali, którzy wpisali się na
listę zakładów B-2, mają więcej czasu na zmiany w firmach. Problem jednak w tym,
że będą mogli sprzedać swoje wyroby na rynku wewnętrznym a nie poza granicami
Polski. Gra idzie o przetrwanie 90 ze 140 zakładów działających na terenie
województwa lubuskiego. Ich upadek odbije się na konsumentach i producentach
żywności w regionie.