Polska branża mięsna coraz poważniej inwestuje w rynki Dalekiego Wschodu. Głównie japoński, koreański a nawet chiński. Zdaniem właścicieli zakładów mięsnych możliwości eksportu są ogromne. To czego wciąż jednak brakuje to kampanii promującej polskie mięso. Mimo wielu starań im dalej, tym nasze firmy mniej widać.
Problemy z odblokowaniem rosyjskiego rynku oraz spora konkurencja w Unii, zmusiła polskie zakłady mięsne do szukania nowych odbiorców poza Europą. Od kilkunastu miesięcy nieliczne zakłady mięsne mają prawo eksportu mięsa do Japonii i Korei. Są to jednak niewielkie ilości, bo polskim firmom nadal brakuje tam promocji – uważają przedstawiciele branży. Dlatego kontrakty na dostawy towaru podpisywanie są okresowo a wysyłane ilości naprawdę śladowe. Polskie zakłady mięsne zamierzają stać się jednak bardziej widoczne zarówno w Korei, Japonii a nawet w Chinach.
– „Musimy się zebrać w sobie, jako polski przemysł mięsny i wspólnie wystąpić i sprzedawać to mięso pod tytułem np. „Mięso Europejskie”.” – uważa Józef Konarczak, właściciel zakładów mięsnych.
Apetyty polskich eksporterów podsyca nie tylko dostępność tamtejszych rynków ale także ceny. Azjaci płacą stosunkowo najwięcej ale i wymagania co do jakości wysyłanego mięsa są równie wysokie. W marcu, Komisja Europejska zdecydowała o dofinansowaniu promocji polskich wyrobów wędliniarskich na dalekowschodnim rynku. Do wydania mamy 1 milion 700 tysięcy euro. Połowę środków pochodzi ze wspólnotowego budżetu, 30% z resortu rolnictwa. Na pozostałe 20% składają się sami właściciele promowanych zakładów wędliniarskich.