Polska firma Biernacki Agro-Rydzyna broni się przed zarzutami eksportu mięsa zarażonego salmonellą. Norwegowie twierdzą co innego.
- Nie istnieje prawdopodobieństwo, że mięso mogło zostać zakażone w Norwegii, ponieważ ten typ bakterii salmonelli u nas w ogóle nie występuje, a więc musi pochodzić z Polski - powiedział dyrektor oddziału w norweskim Instytucie Zdrowia Publicznego Georg Kapperud w wywiadzie dla dziennika "Oestlands-Posten".
Badania weterynaryjne przeprowadzone w akredytowanym laboratorium w Polsce oraz przy wjeździe na teren Norwegii nie wykazały obecności salmonelli.
Biernacki Agro-Rydzyna ujawnił gazecie, że norweski odbiorca winien jest jej ok. pół miliona euro. Zamówił 30 tirów mięsa z Polski o wartości 1,85 mln euro, lecz za dostawę w połowie czerwca 200 ton nie zapłacił, mimo licznych monitów. Polska firma proponowała, że na własny koszt odbierze partię mięsa, za którą Skandia Foods nie zapłaciła, lecz norweska firma nie chciała się na to zgodzić.
- Wnikliwa analiza dokumentów handlowych wykazuje, iż firma Frysekompaniet z Norwegii, stosując różne nieakceptowalne w biznesie sposoby, chciała obniżyć wartość zakupionego towaru. Próbując bezpodstawnie obarczyć winą za przypadki zatrucia salmonellą polską firmę Biernacki Agro-Rydzyna, rzuciła również złe światło na całą branżę mięsną w Polsce - podkreśla Witold Choiński, prezes zarządu izby Polskie Mięso.
Importer polskiego mięsa Skandia Foods jest firmą dystrybucyjną i sprzedaje mięso do norweskich zakładów przetwórczych. Mięso z Polski sprowadzono w celu przerobienia na mielone. Do produkcji mięsa mielonego wykorzystuje się surowiec z różnych krajów, głównie z Afryki.