Wielu pracowników masarni i firmowych sklepów Czesława Hołubka od kilku dni ma wolne. Przymusowy wypoczynek jednak wcale ich nie cieszy. Tym bardziej, że na razie nie wiedzą, czy i kiedy wrócą do pracy.
O tym, że w toruńskiej firmie dzieje się źle, mówiono już od dłuższego czasu. Przez ostatnich kilka miesięcy załoga otrzymywała wypłaty po terminie. - Informowano nas, że trzeba oszczędzać, by mieć pieniądze na niezbędne certyfikaty.
Na początku zeszłego tygodnia rozniosła się wśród pracowników wieść, że od poniedziałku sklepy i masarnia będą zamknięte. - Nie dostaliśmy wtedy żadnej oficjalnej informacji. Dochodziły do nas tylko głosy, że możemy stracić pracę - mówi jedna z ekspedientek.
W czwartek wszyscy wiedzieli już, że do soboty musi być wyprzedany cały towar, który znajduje się w sklepach. - Ostatniego dnia, po południu poinformowano mnie, że nasz sklep wydzierżawiła inna firma i od poniedziałku będę miała nowego pracodawcę.
Nie wszystkie ekspedientki miały tyle szczęścia. Wiele z nich jest od dziś na przymusowych urlopach wypoczynkowych. Potrwają 21 dni. Co potem? - Tego nie wiemy, nikt nie chce z nami rozmawiać. W poniedziałek zorganizowano spotkanie z szefostwem, ale dowiedziałyśmy się o nim po czasie. Pracownicy nie wykluczają teraz, że sprawa trafi do sądu pracy. - Od dwóch lat nie mamy opłacanego ZUS-u, nie jest też uregulowana kwestia zaległych urlopów - mówią.
Nie udało się nam wczoraj skontaktować z Czesławem Hołubkiem. W siedzibie firmy powiedziano "Pomorskiej", że szef jest poza Toruniem i rozmowa z nim w najbliższym czasie nie będzie możliwa.