Lubuskie zakłady przetwórstwa mięsa na zakup sprzętu i remonty wzięły z Unii już ponad 33 mln zł. Niektórzy z właścicieli czują, że przeinwestowali, ale nie przestają myśleć o kolejnych pożyczkach.
Zbigniew Motyka, szef niewielkiego zakładu mięsnego we Wrzesinach dostanie z Sapardu 340 tys. zł. To część kosztów jakie poniósł w związku z doposażeniem zakładu. Całość kosztowała 677 tys. zł. Co kupi? Na przykład nadziewarkę próżniową, maszynę do rozdrabniania mięsa, myjkę do butów, sterylizator do noży, drzwi chłodnicze...
- Chciałem wyciągnąć z Unii to, czego mi brakowało – mówi przedsiębiorca. – Urządzenia te wpłyną na jakość moich produktów, pomogą zachować większą higienę i ułatwią pracę. Jednak załatwianie dofinansowania z Sapardu to była droga przez mękę.
Jest na minusie
Przy pomocy wynajętych specjalistów Motyka spędził noce na opracowywaniu biznes planu. Urzędnicy Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (zajmują się Sapardem) byli wyjątkowo drobiazgowi, dlatego wniosek musiał być dopracowany, by nie został cofnięty. Potem rozpoczęły się pertraktacje z bankami, które zechciałyby kredytować inwestycję. Gdy takowy się znalazł, zakład Motyki wpadł w tzw. dołek świński szalejący w Polsce przed żniwami.
- Przez wysokie ceny na świnie i brak żywca, ubiegły miesiąc zamknąłem na minusie – zdradza pan Zbigniew. – Teraz to dopiero mam kłopoty z uzyskaniem kredytu pomostowego.
Jeżeli Motyka znajdzie bank, który mu zaufa, dofinansowanie z Sapardu pójdzie na zakup nowych urządzeń. - Ja tych pieniędzy nawet nie zobaczę. Automatycznie znajdą się na koncie banku, a ludzie myślą, że za tę kasę na wyspy Bahama pojadę – mówi przedsiębiorca. – Teraz, bogatszy o doświadczenia ostatniego roku, wiem, że porwałem się na zbyt duże, jak na mój zakład, przedsięwzięcie. Przeinwestowałem. Uważam jednak, że ta inwestycja opłaci mi się.
Podbój rynków
Motyka już dziś myśli o kolejnych inwestycjach finansowanych za unijne euro z funduszy strukturalnych. Przydałby mu się samochód do przewożenia żywca, nowe sklepy i specjalista od marketingu. W najbliższych dniach w jego zakładzie pojawią się wszystkie urządzenia, które kupi z Sapardu.
- Myślę, że wtedy będę już spełniał wszystkie unijne wymogi – zdradza pan Zbigniew. – Pomyślę o nowych rynkach zbytu. Przydałby się fachowiec, który wiedziałby, jak wypromować moje wyroby. Marzę, by wyprodukować tradycyjny wyrób o staropolskim smaku, dzięki któremu zyskam odpowiednią renomę i markę. Wierzę, że mi się uda.
Do Unii zakładowi we Wrzesinach się nie spieszy. - Potrzeby naszego rynku są tak duże, że wystarczą mi polscy klienci – mówi Motyka. – Może później pokuszę się o europejskie portfele. ]
Co w branży mięsnej zmieniła Unia? Oprócz inwestycji, które wymusiły unijne standardy, polskimi wyrobami zainteresowali się szczególnie niemieccy i holenderscy klienci. – Przyjeżdżają i robią zakupy w sklepach mięsnych. Codziennie widzę kilka samochodów przejeżdżających obok mojego zakładu – zdradza Z. Motyka.