Swego czasu Fundacja "Animals" w Żelistrzewie koło Pucka zarejestrowała ukryta kamerą "ubój" polegający na wrzuceniu żywej świni do pojemnika z wrzącą wodą. Okazało się, że lekarza, który nadzorował tę rzeźnie nie można ukarać, bo nie jest funkcjonariuszem publiczny. "Ukarano" tylko ubojowców symbolicznymi mandatami, bowiem okazało się, że "ubojowcy": byli źle wyszkoleni. Podobnych sytuacji może być w kraju wiele, jak wykazał przed kilkoma laty telewizyjny reportaż z zakładów "Constar", gdyż zdarza się, że całe fragmenty zakładów są "wyłączone" z dostępu dla inspekcji weterynaryjnej. W "Constarze" zwolniono z pracy kierownika zakładu, lekarze weterynarii pozostali bezkarni.
Przed czteroma laty obrońcy zwierząt za raportami najwyższej Izby kontroli tak alarmowali:
"W Żelistrzewie koło Pucka pracownicy rzeźni wrzucili świnię do oparzarki i ugotowali żywcem. Pół roku więzienia w zawieszeniu, cztery lata zakazu pracy w rzeźni i 1,5 tys. zł na schroniska dla zwierząt - taki wyrok dostał jeden z rzeźników. A wszystko dzięki filmowi nagranemu dwa lata temu przez organizację OTOZ Animals.
W Kcyni zwierzęta czekające na ubój widzą zarzynanie, wykrwawianie odbywa się na leżąco [wbrew przepisom, bo krew za wolno schodzi i zwierzę może odzyskać przytomność], ubój nienadzorowany przez weterynarza, mięso niebadane.
W Lubiewie urządzenie do głuszenia nie ma sygnalizacji, że zwierzę dostało właściwą dawkę prądu. W dodatku ubojowcy przykładają je w niewłaściwym miejscu. Nie umieją też właściwie przeciąć tętnicy zwierzęcia.
W Rożniatach pracownicy nieprawidłowo przykładają urządzenie do ogłuszania i za krótko je trzymają. Do wykrwawiania idą zwierzęta półprzytomne.
W Grochowiskach narzędzia do głuszenia bez kontroli sprawności, ubojowiec nieprzeszkolony, legitymuje się tylko świadectwem ze szkoły podstawowej."
Przed ubojem zwierzęta powinny być skutecznie ogłuszone. Jak wynika z doświadczenia producenta urządzeń ogłuszających wyniesionych z oglądu wielu małych i średnich zakładów ubojowcy nie dostosowują odpowiedniego natężenia prądu do wielkości zwierzęcia, a to oznacza, że w momencie uboju świnia, krowa, czy koń odczuwają potworny ból, bo nie są skutecznie ogłuszone. Jaka jest propozycja obrońców praw zwierząt? Wprowadzenie do powszechnego stosowania tlenku lub dwutlenku węgla służących do usypania zwierząt do przed ubojem. Takie praktyki są już prowadzone w niektórych dużych zakładach. Pora na małe i średnie - w imię dobra zwierząt. Do czasu wprowadzania usypiania jako powszechnej praktyki przedubojowej traktowanie zwierząt prądem powinno być ściśle nadzorowane. Lekarze weterynarii, jak wynika z opinii działaczy niczym Piłat umywają ręce, nie chcą kontrolować poziomu natężenia prądu.
Temat odpowiedzialności wziął na "tapetę" Parlament Europejski przygotowujący specjalne rozporządzenie, stanowiące o ochronie zwierząt w czasie zabijania, którego intencją jest oszczędzenie zwierzętom zbędnych cierpień. W projektowanym rozporządzeniu, którego posłem sprawozdawcą, a więc posłem przygotowującym owe rozporządzenie jest Janusz Wojciechowski, zobowiązuje się wszystkich właścicieli rzeźni do przeszkolenia i zatrudnienia pracownika wyznaczonego do nadzorowania i przestrzegania dobrostanu zwierząt w tych zakładach, a więc pilnowania i działania urządzeń i natężenia prądu itp. W razie nieprzestrzegania przepisów będzie osobą bezpośrednio odpowiedzialna i pociągana do odpowiedzialności karnej. Osobami sprawdzającymi zakłady i pracę wyznaczonych do nadzoru pracowników - mieliby być inspektorzy ochrony i dobrostanu zwierząt.
Dlaczego nie mogłaby się tymi sprawami zająć inspekcja weterynaryjna? Bo ma "tysiąc" innych zadań do wykonania, a sprawdzanie dobrostanu i dbanie o ochronę zwierząt dziś i od wielu lat traktuje jak piąte koło u wozu.
Ustawa o ochronie zwierząt zobowiązuje inspekcję weterynaryjną do współdziałania z organizacjami pozarządowymi przy przeprowadzaniu kontroli w rzeźniach i gospodarstwach hodowlanych. Tak się działo przed dwudziestu laty. Pismo jednego z byłych ministrów rolnictwa do głównego lekarza weterynarii sprawiło, ze teraz społeczni inspektorzy nie mogą wejść ani do gospodarstwa ani do rzeźni. Formalnie rzecz biorąc mimo braku prawnych przeszkód dla dokonywania kontroli przez społecznych inspektorów kontrole takie nie mogą być przeprowadzane.
Jeśli więc nie pozarządowe organizacje społeczne to kto może wejść do gospodarstwa by sprawdzić dobrostan zwierząt - lekarz weterynarii, który na zamówienie rolnika wykonuje odpłatne usługi - pytają działacze - obrońcy praw zwierząt. Przed laty było orzeczenie Sadu najwyższego zezwalające mieszkańcom jednej z podkarpackich wiosek do wchodzenia na teren fermy drobiarskiej ze względu na zagrożenie skażenie środowiska naturalnego. Tego typu zagrożenia ma prawo sprawdzać także państwowa inspekcja ochrony środowiska, służby sanitarno-epidemiologiczne, natomiast z organizacjami społecznymi do końca nie jest dopowiedziana sprawa.
Zdaniem posła Janusza Wojciechowskiego organizacje społeczne mogą i powinny wspierać inspekcje weterynaryjną, przekazywać sygnały o niepokojących praktykach. Generalnie rozwiązać problem mogłaby jedynie profesjonalna inspekcja ochrony i dobrostanu zwierząt, inspekcja która zatrudniałaby około 100 inspektorów. Potrzebna jest więc specjalna ustawa o takiej inspekcji. Rozporządzenie o którym wcześniej była mowa - stwarza dobry powód by taka inspekcję powołać. Przewiduje się w nim powołanie tzw. ośrodków referencyjnych zajmujących się nadawaniem certyfikatów kwalifikacyjnych osób zajmujących się ubojem zwierząt, urządzeń służących do uboju zwierząt i właśnie takim ośrodkiem referencyjnym mogłaby być profesjonalna inspekcja ochrony zwierząt i powołanie inspekcji nie byłoby dużym wydatkiem, bo w skali roku można szacować koszt takiej instytucji na 20-30 mln zł. Powołanie i działanie w Polsce takiej inspekcji wystawiałoby naszemu krajowi dobrą opinie wobec konsumentów polskich produktów na Zachodzie, w krajach, gdzie konsumenci są niezwykle wrażliwi na przestrzeganie praw zwierząt. Tam ludzie kupując polskie mięso, czy wędliny wiedzieliby, ze w naszym kraju zwierzęta są dobrze traktowane, bo pilnej ich praw inspekcja. Tam co prawda też są problemy, np. we Francji większość owiec jest zabijana bez oszołomienia w "ramach" ubojów rytualnych. Muzułmanie podrzynają gardła owiec w obecności całych rodzin, a więc także dzieci. W Polsce nie ma jeszcze tego problemu, jeszcze. Ale dziś w PE toczony jest spór o to, czy można zobowiązać kraje członkowskie Unii do wprowadzania takich bezwzględnych zakazów dokonywania krwawych ubojów rytualnych na swoich terytoriach. W przygotowywanym rozporządzeniu ma być stworzona taka możliwość.
Kiedy wejdzie w życie omawiane rozporządzenie? Według założeń, po przejściu całej parlamentarnej procedury (m.in. wniesienia swoich uwag i poprawek przez Komisje Europejską) dopiero za dwa lata. Dlaczego rozporządzenie? Bo dotychczas obwiązuje jedynie dyrektywa odsyłająca do ustawodawstwa krajowego państw członkowskich. Rozporządzenie, które podnosić będzie na wyższy poziom standardy humanitarnego traktowania zwierząt w czasie uboju, obowiązywać będzie bezwzględnie we wszystkich krajach Unii.
8234576
1