Rolnicy, którzy liczyli na to, że przed świętami sprzedadzą tuczniki po znacznie wyższych cenach, są zawiedzeni. Już wczoraj żywiec zaczął tanieć, za to w sklepach ceny bez zmian.
Sklep mięsny w Bydgoszczy. Oko cieszą apetyczne szynki, wędzonki, biała kiełbasa. Klientów brak. - Byli, ale już poszli, bo najtańsze wyroby takie jak kości i świńskie kolanka już się skończyły - tłumaczy ekspedientka. - Skąd ludzie mają brać pieniądze, jak życie coraz droższe?
- Klienci kupują na razie głównie tańsze serdelki - mówi Teresa Wanda, kierownik sklepu spożywczego w Silnie. - Nawet w niedzielę handlową było w sklepie pusto. Myślę, że dopiero w czwartek i piątek będzie większy ruch.
Na dużą sprzedaż handlowcy nie liczą. Zamawiają nawet mniej niż w ubiegłym roku, bo obawiają się, że nie zdołają sprzedać towaru.
Właśnie z tego powodu ceny żywca zaczęły spadać. W minionym tygodniu za kilogram tucznika płacono w okolicach Torunia nawet 4,40 zł. Wczoraj Ritter w Lisewie płacił od 4 do 4,20 zł za kilogram, Emis w Niemojewie - 3,90 zł. - Za kilogram tucznika płacimy od 3,85 do 4 złotych - informuje Henryk Cieśliński, prezes Zakładów Mięsnych Polmeat w Brodnicy.
Zdaniem Cieślińskiego obniżka cen w skupie będzie jeszcze większa po świętach. Sprzedaż w sklepach może wtedy zamrzeć do początku maja. Na okres poświąteczny sklepy zamawiają minimalne ilości mięsa, wędlin prawie wcale.
Nie oznacza to jednak, że klient zapłaci mniej. - Wątpię, żeby w najbliższym czasie było taniej - twierdzi Edmund Szczepaniak, dyrektor Zakładów Mięsnych w Grudziądzu. - Ostatnie podwyżki cen żywca bardzo uderzyły w zakłady mięsne, bo ceny wyrobów rosły wolniej. Teraz musimy zrekompensować sobie poniesione straty.
Dopóki zakłady mięsne nie sprzedadzą tego, co wyprodukowały, skup tuczników będzie ograniczony. Niektóre firmy przestaną ubijać świnie już w najbliższy czwartek.