Od początku roku handlujący wołowiną nie mogli narzekać. Było i sporo zamówień i wysokie ceny. Ale tego, że notowania pójdą w górę tak gwałtownie jak w ciągu ostatniego miesiąca, nie spodziewał się chyba nikt. Wszystko przez ogromny popyt na czerwone mięso – i to nie tylko za granicą, ale i na naszym podwórku.
Notowania czerwonego mięsa stale pną się w górę, a chętnych do zakupu wciąż przybywa. Wołowina, do tej pory nasz produkt głównie eksportowy, zaczyna być doceniana na polskim rynku. Każda ilość się sprzedaje, a cena coraz częściej nie gra roli. Najwięcej za surowiec płacą ci, którzy zakontraktowali mniej niż w efekcie mogą przerobić.
Trwa poszukiwanie tańszego towaru, ale przy wzmożonym popycie, to jak szukanie igły w stogu siana. Większości mięs szlachetnych nawet nie ma w ofertach sprzedaży. Pozostałe drożeją. W górę idą stawki za ćwierćtusze i mięsa produkcyjne. Kilogram najpopularniejszej wołowej „dwójki” jeszcze miesiąc temu kosztował około 6 złotych 80 groszy.
Dzisiaj, żeby go kupić kontrahenci muszą przygotować się na cenę bliską 8 złotym. Jeśli popyt na mięsa wołowe w dalszym ciągu będzie utrzymywał się na podobnym co dziś poziomie, kupujący muszą się nastawić na dalszy wzrost notowań – komentują maklerzy.