Zakład toruńskiego biznesmena funkcjonował na rynku przez wiele lat. Mieszkańcy Torunia zdążyli przyzwyczaić się do smacznych i świeżych wyrobów. Sklepy z charakterystycznym wizerunkiem prosiaka widoczne były na wielu ulicach miasta. Dziś swoje produkty sprzedają w nich już inni przedsiębiorcy.
Przypomnijmy, problemy finansowe Hołubka zaczęły się kilkanaście miesięcy temu. Mówiono, że przeinwestował. Sam właściciel twierdzi jednak, że kryzys w firmie spowodowały jego kłopoty zdrowotne. Po ciężkim wypadku przeszedłem na rentę. Ze schorowanym człowiekiem nie chciał rozmawiać już żaden bank. Najpierw zaczęło brakować pieniędzy na niezbędne certyfikaty, przystosowanie zakładu do unijnych standardów. Później już na całą resztę – wyjaśnia.
Prawie 200 osób, które zatrudniał Hołubek obawiało się, że straci pracę. - Mi się nie udało, ale nie mogłem pozwolić, by ci ludzie znaleźli się w równie trudnej sytuacji. Nowi dzierżawcy sklepów przyjęli moje ekspedientki. Pracownicy masarni wyjechali już do Niemiec. Zatrudnieni są przy rozbiorze mięsa.
Losem biznesmena przejęci są ludzie, którym dotąd bardzo pomagał. Zawsze mogliśmy na niego liczyć – twierdzi Jan Cichon, prezes Fundacji na Rzecz Rozwoju Dzieci Niepełnosprawnych "Daj Szansę". Systematycznie nas dokarmiał. To niezwykle życzliwy i uczynny człowiek.
Byłej już załodze firmy Hołubek zalega z wypłatą wynagrodzeń za ostatnie miesiące. Wierzycieli jest jednak więcej, dlatego 30 września sam złożył w toruńskim sądzie wniosek o likwidację majątku. Sędzia zdecydował jednak o jego zwrocie z powodu zawartych w nim błędów.