– Trzy osoby organizowały i kierowały akcją, sześć prowadziło podstawione firmy, a dwie mają zarzuty paserstwa – mówi Mirosława Kalinowska-Zajdak, rzecznik krakowskiej prokuratury.
– Szkoda wyliczona na podstawie różnicy pomiędzy ceną, za którą nabywali
półtusze, a ceną wolnorynkową wynosi 8,5 miliona
złotych.
Podstawione firmy kupiły od agencji mięso po
ok. 2,8 zł za kg. Wtedy ceny wolnorynkowe dochodziły do 4,6 zł! Nic więc
dziwnego, że na tańsze półtusze szybko znaleźli się
chętni.
–
Mięso, które miało być wyeksportowane trafiło
do ponad 30 polskich zakładów mięsnych – dodaje rzeczniczka
prokuratury. – W tej sprawie prowadzimy odrębne postępowanie pod kątem
popełnienia przestępstwa paserstwa. Niewykluczone, że w tej grupie znalazły się
także zakłady mięsne z naszego regionu, które odkupywały mniejsze partie mięsa
od większych firm z południa Polski – głównych
nabywców.
– Nie po raz pierwszy półtusze na eksport
nie przekroczyły granicy – dowiedzieliśmy się nieoficjalnie w
zakładach mięsnych naszego regionu. – Oferty "promocyjne"
pojawiają się znacznie częściej i wzbudzają coraz większy strach wśród
właścicieli mniejszych, prywatnych zakładów mięsnych. Jeszcze nie słyszeliśmy,
by ktoś z takiej "okazji" nie skorzystał.
Każdy chce
żyć. System sprzedaży na eksport powinien być lepiej dopracowany. Zdaniem
Radosława Iwańskiego, rzecznika Agencji Rynku Rolnego, dziś system jest znacznie
lepszy.
– Sprzedając półtusze stosujemy inne
zabezpieczenia – twierdzi rzecznik. – Jest kaucja,
potwierdzenie odbioru ze strony innego obszaru celnego. W tamtą sprawę
zamieszani też byli celnicy, a ich praca jest już poza kontrolą
agencji.