Zdaniem prof. Kieżuna nie ma wystarczającego uzasadnienia dla funkcjonowania „trzech rządów”: Kancelarii Prezydenta, Premiera i Rady Ministrów. Licząca w sumie ok. 1000 osób obsada dwóch kancelarii kosztuje rocznie ćwierć miliarda złotych.
Dokładna analiza wykonywanych czynności powinna doprowadzić do kilkudziesięcioprocentowego zmniejszenia zatrudnienia w tych instytucjach. W zbiurokratyzowanej Francji jest tylko 38 ministrów, sekretarzy i podsekretarzy stanu, w Polsce – 86 (bez wliczenia tych z kancelarii). – Ministrowie potrzebują wiceministrów, bo brakuje im czasu na wypełnianie wszystkich obowiązków – wyjaśnia dr W. Misiąg.
Komisje na posiedzeniach sejmowych nie chcą widzieć „zwykłych” urzędników, tylko tych w randze wiceministra. Przynajmniej kilkunastu z nich lepiej by było zastąpić ekspertami i doradcami – uważa prof. W. Kieżun.
Należy też radykalnie zmniejszyć liczbę stanowisk tzw. siatki „R”. Według danych Centrum Informacyjnego Rządu, „erka” obejmuje obecnie 229 osób. I choć każdy departament osobno określa należne im przywileje, to zwykle są wśród nich: osobista sekretarka, kierowca i samochód. Urzędnik może jeździć własnym i oprócz pensji dostawać zwrot kosztów za dojazd. Gdyby urzędnicy byli skromni, oszczędni i konsekwentni we wprowadzaniu zmian, nie mielibyśmy tak dużego długu publicznego – mówi prof. W. Kieżun.