Przed eurowyborami podkreślano, że 54 posłów z Polski nie będzie narodową reprezentacją, lecz zostanie rozrzuconych po frakcjach, razem z nimi będzie siedziało i głosowało.
Tak się stało, każda partia znalazła "swoich" - i wszystko byłoby w euronormie, gdyby nie kandydowanie Bronisława Geremka na przewodniczącego PE - pisze komentator "Pulsu Biznesu" Jacek Zalewski.
Najczystszą sytuację mieli europosłowie Ligi Polskich Rodzin, których narodowe przekonania uniemożliwiają choćby pomyślenie o oddaniu głosu na żywy symbol Unii Wolności. Prawdziwy dramat przeżywa natomiast Platforma Obywatelska. Sumienia jej deputowanych cierpią katusze, rozsadzane są konfliktem zasad i wartości, rozdarte niczym sosna u Żeromskiego... No bo jak tu wytłumaczyć eurorodzinie chadecko-ludowej, że oddaje się głosy na polskiego reprezentanta liberałów?
Komentator "Pulsu Biznesu" stwierdza, że w dzisiejszym głosowaniu profesor oczywiście nie ma żadnych szans, jako że dwie największe grupy w PE, chadecko-ludowa i socjalistyczna, porozumiały się w sprawie podziału 5-letniej kadencji przewodniczącego na pół i zagłosują zgodnie. Jednak casus Bronisława Geremka jest tylko personifikacją problemu, zdefiniowanego w tytule komentarza.