Szczyt UE w Kopenhadze to nie tylko maraton spotkań Piętnastki i krajów kandydujących, ale także kilka dni wytężonej pracy setek ludzi: od pielęgniarek i tłumaczy, po kelnerów i ochroniarzy.
Centrum kongresowe Bella Center, otoczone betonowymi zaporami i zasiekami z drutu kolczastego, przypomina raczej twierdzę niż miejsce, w którym – jak podkreślają organizujący szczyt Duńczycy – decyduje się przyszłość Europy.
Blokadę prowadzących do niego ulic, zamknięcie najbliższej stacji metra i inne utrudnienia dla mieszkańców Kopenhagi policja tłumaczy koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa uczestnikom spotkania.
Na co najmniej dwa dni – czwartek i piątek – przyjadą tu delegacje 28 krajów, liczące w sumie ok. tysiąca osób. Nad ich wygodą i bezpieczeństwem czuwać będzie dwa razy tyle techników, informatyków, policjantów, ochroniarzy, tłumaczy, lekarzy, pielęgniarek, kelnerów i sprzątaczek.
Dołączy do nich 3300 akredytowanych dziennikarzy. Własne relacje zapowiada 80 stacji telewizyjnych i 27 rozgłośni radiowych z całego świata.
Duńczycy muszą wszystkich nakarmić i napoić. Zajmie się tym 80 kucharzy, 150 kelnerów i co najmniej 50 pomywaczy. Już policzono, że każdy z posiłków dla samych delegacji oficjalnych to w sumie 3,5 tony żywności. Codziennie będzie w użytku 80 tys. sztuk naczyń stołowych i sztućców.
Przez 2-3 dni wszyscy wypiją co najmniej 45 tys. filiżanek kawy, tyle samo innych napojów i będą siedzieć na 10 tys. krzeseł. Wszystko oplecie położona na tę okazję instalacja elektryczna z kabli o łącznej długości 27 kilometrów.