Jeśli z powodu negatywnego wyniku referendum albo z innych zewnętrznych przyczyn Polska nie wejdzie do Unii, gospodarkę i budżet czekają poważne kłopoty – przyznała we wtorek w Brukseli minister ds. europejskich Danuta Hübner.
O to, czy rząd Leszka Millera pracuje nad awaryjnym scenariuszem na wypadek gdyby Polska nie weszła do Unii w 2004 r., zapytała Danutę Hübner "Gazeta Wyborcza". Odpowiedź pani minister ds. europejskich brzmiała: Rząd robi wszystko aby Polska weszła do UE tak jak zaplanowano, czyli 1 stycznia 2004. Nie mamy alternatywy.
Danuta Hübner przyznała, że rząd na razie nie dyskutował na temat
"scenariusza awaryjnego". Ministrowie nie rozmawiali o takich rzeczach –
mówiła. Nie oznacza to jednak, że nie ma problemu. Zdaniem pani minister "w
jakimś czasie będzie musiał powstać plan na wypadek opóźnienia
członkostwa".
Cały polski plan rozwoju cywilizacyjnego kraju opiera się bowiem na
założeniu, że wchodzimy za półtora-dwa lata do Unii. Liczy się każde pół roku,
bo opóźnienie oznacza mniejsze wpływy z unijnego budżetu, przy idących w
miliardy złotych kosztach dostosowania prawa i gospodarki.
Poważne
opóźnienie członkostwa w Unii oznaczałoby – zdaniem min. Hübner – znaczny wzrost
kosztów działania polskiej gospodarki i spowolnienie tempa wzrostu. Pod znakiem
zapytania stanąłby plan budowy autostrad czy restrukturyzacja rolnictwa. Rząd
musiałby zrewidować plan rozwoju regionalnego, oparty na funduszach
strukturalnych. Wzrosłoby zadłużenie podmiotów gospodarczych. Pieniądze
niezbędne dla rozwoju rozkręcanej pod kątem członkostwa gospodarki trzeba by
znaleźć za granicą (kredyty), albo zadłużając się wewnętrznie.
Co więcej,
zdaniem minister, na nowo musielibyśmy "zdefiniować stosunki Polski z UE".
Formuła obecnej umowy stowarzyszeniowej wyczerpuje się. Polska musiałaby
wynegocjować jakiś nowy model kontaktów z UE, a to nie byłoby takie
łatwe.
Ponieważ nie ma poważnej alternatywy dla członkostwa w UE, rząd
skupia się na tym, by – jak mówiła min. Hübner – "nasz plan wyszedł". Częścią
"planu" jest wynegocjowanie takich warunków finansowych członkostwa, które
zostałyby dobrze przyjęte przez opinię publiczną. W tym celu poważnie "rozważa
się" aby częścią polskiego stanowiska na rozmowy UE stał się postulat
przesunięcia części pieniędzy z proponowanego przez UE funduszu rozwoju obszarów
wiejskich na dopłaty bezpośrednie. Nie wykluczam, że znajdzie się to w naszym
stanowisku – mówiła pani minister.
Zdaniem min. Huebner innym
sposobem zapewnienia Polsce lepszych – niż obecnie proponuje Unia – warunków
finansowych, byłoby redukcja naszej (wynoszącej 2,5 mld euro rocznie) składki do
wspólnego budżetu.
Jednak Unia nie godzi się ani na przesuwanie funduszy
z jednej "koperty" do drugiej, ani na redukcję składki.
Jestem
umiarkowanie optymistyczna w sprawie zamknięcia negocjacji w sprawie konkurencji
z UE już na najbliższej sesji 30 września – powiedziała we wtorek min.
Hübner. Podkreśliła jednak, że jest coraz mniej czasu na załatwienie sprawy.
Według źródeł "Gazety" Komisja Europejska wymaga bardzo konkretnych zobowiązań
ze strony polskiej. Czeka wciąż na dokładny plan restrukturyzacji sektora
stalowego, z potwierdzonymi na piśmie redukcjami mocy, zatrudnienia i planami
inwestycyjnymi.
Coraz trudniej nawet o umiarkowany optymizm, gdy brak konkretnych stanowisk negocjacyjnych, a nawet ... "scenariusza awaryjnego".