Produkcja w Polsce jest tańsza niż w krajach UE, a odległość do
rynków zbytu w porównaniu z Chinami mniejsza.
Wielkie
europejskie koncerny coraz częściej przenoszą produkcję do Azji, najczęściej do
Chin. Nie zawsze jednak produkcja na Dalekim Wschodzie się opłaca, a Polska może
być atrakcyjną alternatywą. Według The Boston Consulting Group (BCG), zalety
naszego kraju mogą zaowocować 30 mld EUR (133,8 mld zł) inwestycji w najbliższym
dziesięcioleciu.
Jeśli firma planuje dostawy na rynek europejski, to produkty o niskiej wartości ładunku przy transporcie oraz stosunkowo niskim nakładzie pracy robotników o wiele lepiej jest wytwarzać w krajach Europy Środkowej i Wschodniej (czyli m.in. w Polsce) niż w Chinach. Dotyczy to głównie wyrobów przemysłu motoryzacyjnego, stalowego, mebli i dużego sprzętu AGD. W tych branżach powinniśmy upatrywać naszej przyszłości.
Plusów jest jednak więcej. W porównaniu z Chinami mamy o wiele bardziej sprzyjający klimat biznesowy. Nie ograniczają nas również cła przy eksporcie na teren innych krajów UE.
Dzięki dostępności dobrze wykwalifikowanych robotników w krajach Europy Środkowej i Wschodniej bardzo często udaje się osiągnąć produkcję o najlepszych w swojej klasie parametrach - zachwala Matthias Tomenedal, menedżer z BCG.
Produkcja w Polsce daje wymierne oszczędności. Niemieccy przedsiębiorcy mogą u nas wytwarzać produkty o jakieś 27 proc. taniej niż u siebie. Zazwyczaj koszt pracy robotnika niemieckiego wynosi 30 USD na godzinę, polskiego tylko 3 USD. Także materiały można u nas nabyć 11 proc. taniej niż za zachodnią granicą. Naszą atrakcyjność podnosi fakt, że różnice nie zatrą się szybko. Według prognoz, jeszcze w 2009 r. rozbieżności pozostaną mniej więcej takie same.
Zniechęcać mogą koszty, jakie należy początkowo ponieść. Wydatki jednorazowe (znalezienie dostawców w kraju o niskich kosztach, budowa łańcucha logistycznego, wyposażenie i szkolenie) zazwyczaj podnoszą o 10-40 proc. koszt wyrobów sprzedanych w pierwszym roku.
Jeśli firmy nie stawią czoła początkowym kosztom i ryzyku, koszty długoterminowe zniszczą ich pozycję konkurencyjną - mówi Robert Maciejko, wiceprezes BCG.