Pierwsi polscy parlamentarzyści otrzymali w poniedziałek, 5 maja stałe wejściówki do Parlamentu Europejskiego (PE) i rozgościli się w przydzielonych im biurach.
Przez najbliższy rok będą obserwatorami w tym parlamencie Unii Europejskiej,
którego deputowani są wybierani w bezpośrednich wyborach powszechnych.
Pełnoprawni polscy eurodeputowani zostaną wyłonieni w następnych wyborach do PE
w czerwcu 2004 roku, gdy Polska będzie już członkiem UE. Polska delegacja ma
liczyć 54 deputowanych. To jedna trzecia wszystkich obserwatorów z 10 krajów
przystępujących do Unii. Tyle samo liczy delegacja parlamentarna Hiszpanii. Po
poszerzeniu Unii 1 maja 2004 roku liczba członków unijnego parlamentu zwiększy
się z obecnych 626 do 788.
Na pierwsze spotkania grup (klubów)
politycznych i komisji parlamentarnych z udziałem obserwatorów z Polski i innych
nowych krajów miało przybyć w poniedziałek i wtorek do Brukseli tylko 51
polskich posłów i senatorów.
Najwięcej miejsc przypadło SLD (26), które
będzie reprezentowane m.in. przez Józefa Oleksego, Jerzego Jaskiernię i Tadeusza
Iwińskiego. Do grupy socjalistycznej PE przystąpi także Janusz Lisak z Unii
Pracy. Polscy socjaldemokraci to prawie połowa nowych członków grupy
socjalistycznej. W mniejszym stopniu polska delegacja zasili najliczniejszą
grupę polityczną PE – chadecko-konserwatywną. Wśród 17 polskich posłów i
senatorów przystępujących do tej grupy jest po pięciu z Platformy Obywatelskiej
i PSL, czterech z PiS, są dwaj senatorzy Bloku Polska 2001 i poseł Zbigniew
Chrzanowski ze Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego.
Niezrzeszeni pozostają
na razie mający zjawić się w Brukseli dopiero we wtorek delegaci "Samoobrony" z
przewodniczącym Andrzejem Lepperem na czele, Wacław Klukowski z Polskiego Bloku
Ludowego, Krzysztof Rutkowski z Partii Ludowo-Demokratycznej i Antoni
Macierewicz z Ruchu Katolicko-Narodowego.
Liga Polskich Rodzin
postanowiła nie wykorzystywać na razie swoich trzech miejsc. Posłowie tego
ugrupowania twierdzą, że mogą zasiąść w unijnym parlamencie tylko pod warunkiem,
że wcześniej większość Polaków opowie się w referendum za przystąpieniem kraju
do Unii.
– Zarówno u socjalistów, jak i w grupie chadeckiej delegacja
polska jest najsilniejszą ze wszystkich państw przystępujących do Unii i jedną z
najsilniejszych spośród delegacji narodowych – cieszył się poseł Michał
Kamiński z PiS w rozmowie z polskimi dziennikarzami.
– Dlatego
obserwujemy bardzo duże zainteresowanie liderów tych ugrupowań polskimi
parlamentarzystami. Im zależy na polskich głosach i po lewej, i po prawej
stronie – podkreślił.
Janusz Lewandowski z PO żartował, że
załatwiając formalności związane z zainstalowaniem się na stałe w unijnym
parlamencie polscy posłowie i senatorowie poznali "pierwszy smak biurokracji
brukselskiej. Ten smak jest podobny jak w Warszawie, Moskwie, pod każdą
szerokością geograficzną". Według Lewandowskiego, parlamentarzyści z Polski i
innych nowych krajów – są na etapie przeskakiwania formalności, które
prowadzą nas do prawdziwego uczestnictwa w grupach politycznych, w komisjach
parlamentarnych i w sesjach plenarnych.
Bogusław Liberadzki z SLD
zwrócił uwagę, że nawet jako obserwatorzy delegaci z krajów przystępujących do
Unii będą mieli lepsze techniczne warunki pracy niż w Sejmie czy Senacie. W
3-5-osobowych pokojach biurowych parlamentu – każdy z nas otrzymał biurko,
własny komputer, dostęp do Internetu, własny numer internetowy, własne klucze.
Tu w Brukseli i w Strasburgu – wyliczał Liberadzki.
Obserwatorzy mogą
korzystać z transportu zapewnianego przez parlament na terenie Brukseli i
Strasburga, z bufetu, w którym ceny są niższe niż na mieście, a nawet z siłowni.
Obserwatorom przysługuje dieta 257 euro na każdy dzień pobytu w Brukseli lub
Strasburgu, z czego Liberadzki wyda na hotel 160 euro dziennie.
Polscy
parlamentarzyści przyznawali, że niełatwo będzie im pogodzić obowiązki posłów i
senatorów w kraju z nowymi obowiązkami obserwatorów w Parlamencie Europejskim,
zwłaszcza że zarówno mniejszościowej koalicji, jak i opozycji zależy na udziale
jak największej liczby posłów w czasie głosowań w Sejmie.
W Parlamencie
Europejskim obserwatorzy z nowych krajów mogą zabierać głos, zgłaszać wnioski,
starać się wpływać na stanowisko swoich grup politycznych, ale nie mogą brać
udziału w głosowaniach.
– Wybór na ten rok jest jasny. Mandat i
zaufanie uzyskaliśmy w kraju. Tu jest sparing parlamentarny przed prawdziwą
pracą – skomentował Lewandowski.
– Nie zawsze i nie wszyscy
będą obecni (w PE). Ja jestem zastępcą przewodniczącego Sejmowej Komisji
Infrastruktury i członkiem Komisji Europejskiej i z tych obowiązków nikt mnie
nie zwolni – podkreślił Liberadzki.
Z kolei zdaniem posła Lisaka z UP
– na naszej obecności w PE ucierpi nasza praca w okręgach wyborczych. Tak się
składa, że na przemian będziemy mieli albo sesje parlamentu polskiego, albo
sesje czy spotkania grup i komisji PE. Trzeba to będzie wszystko godzić w ramach
pewnego rozsądku – tłumaczył.
W tym tygodniu w Brukseli odbywają się posiedzenia grup
politycznych i komisji PE. Pierwsza sesja plenarna, w której wezmą udział stali
obserwatorzy z nowych państw, odbędzie się 12-15 maja w Strasburgu. 14 maja
został na nią zaproszony prezydent Aleksander Kwaśniewski.