Ludzie głosują nogami o czym już wkrótce przekonają się sklepikarze, restauratorzy i właściciele pensjonatów na południu naszego kraju. W wymienionych miejscach przybędzie klientów z Polski i ze Słowacji. A to za przyczyną wprowadzenia od 1 stycznia br. u naszych południowych sąsiadów nowej, europejskiej waluty - euro.
W pierwszych dniach ceny w euro i koronach słowackich będą takie jak przed zmianą, ale w dalszej perspektywie zadziała efekt psychologiczny i zjawiska, jakie towarzyszyły wprowadzeniu euro w takich krajach jak Włochy, Portugalia czy Grecja. Tam doszło jednak do podwyżek cen na artykuły spożywcze i usługi. Także gdy się porównuje tempo rozwoju mierzone przyrostem produktu krajowego brutto (PKB) w Danii, Szwecji czy Wielkiej Brytanii a więc w krajach gdzie do tej pory obowiązują korony i funty rozwój gospodarczy był w minionych latach dwukrotnie szybszy niż w „eurolandzie”. Łatwiej też przychodziło rządom wymienionych krajów, które jeszcze nie wprowadziły euro reagować na zmiany w otoczeniu. Banki centralne samodzielnie regulowały np. podstawowe stopy procentowe, stopy rezerw obowiązkowych od depozytów itp. Oczywiście wyższe są tam koszty w handlu zagranicznym i w turystyce z tytułu wymiany walut.
Prędzej czy później, zgodnie z przyjętymi traktatami stowarzyszeniowymi w całej Unii Europejskiej, obowiązywać będzie jedna waluta – euro. W obliczu rosnącego kryzysu finansowo-gospodarczego na Zachodzie powinniśmy się jednak cieszyć z naszej złotówki, nawet mimo jej osłabienia w stosunku do innych walut, bowiem już wkrótce przekonamy się w jakim zakresie dotknie nas ów kryzys i czy do polskich Tatr powrócą, mimo korków na „zakopiance” turyści, którzy tak chętnie jeździli do słowackich ośrodków, czy atrakcyjniejsze okażą się ceny artykułów spożywczych i przemysłowych w polskich czy słowackich sklepach. Już wkrótce.