Ptak_Waw_CTR_2024
TSW_XV_2025

Jaka jest strategia UE do roku 2020

3 grudnia 2015

Wiosną 2010 roku Komisja Europejska zaprezentowała projekt strategii  Unii do roku 2020 w której zawarła 5 priorytetów na lata 2014-2020. Są to:

- wzrost zatrudnienia w grupie aktywnych zawodowo z 69 do 75 proc.;

- nakłady na badania i rozwój, a także innowacje mają wzrosnąć z 2,5 do 4,5 PKB;

- redukcja emisji CO2 o 20 proc., wzrost udziału energii ze źródeł odnawialnych w całym zużyciu do 20 proc. i ograniczenie zużycia energii o 20, co – tak naprawdę – jest powtórzeniem z pakietu energetyczno-klimatycznego, a więc tzw. 3x20;

- zmniejszenie odsetka osób rezygnujących przedwcześnie z edukacji z 15 do 10 proc. i zwiększenie odsetka absolwentów wyższych uczelni wśród osób pomiędzy 30-34 rokiem życia z 31 do 40 proc.;

- zmniejszenie o 25 proc. liczby osób żyjących poniżej granicy ubóstwa.

 Po letnim posiedzeniu Rady Europejskiej, na którym omawiany był projekt strategii, premier Donald Tusk, który wrócił z tego szczytu jak zwykle „z naręczem sukcesów”, poinformował dziennikarzy, że w konkluzjach końcowych tego dokumentu podkreślono wagę polityki spójności i Wspólnej Polityki Rolnej dla rozwoju Unii do roku 2020 właśnie na wniosek naszego kraju. A więc zdaniem premiera nie ma już sprawy, możemy spać spokojnie, jeżeli chodzi o kształtowanie przyszłego budżetu Unii na lata 2014-2020.

Priorytety dla bogatych
Już na pierwszy rzut oka te priorytety wyglądały tak, jakby były przygotowane dla bardzo zamożnych krajów, które nie widzą autentycznych problemów tych biedniejszych. A skoro wśród nich nie ma likwidowania różnic w poziomie rozwoju między bogatszymi i biedniejszymi krajami Unii, a także finansowania bezpieczeństwa żywnościowego, możemy się spodziewać, że w przyszłej perspektywie finansowej środki finansowe na dwie najważniejsze dla nowych krajów członkowskich polityki, tj. politykę spójności i Wspólną Politykę Rolną, zostaną poważnie okrojone. 

Okazuje się jednak, że sprawa jest i to coraz poważniejsza. Środki finansowe na realizację polityki spójności i Wspólnej Polityki Rolnej mają być znacznie okrojone i życzą tego sobie kraje Unii, które są największymi płatnikami netto (czyli wpłacają do budżetu Unii znacznie więcej niż z niej otrzymują: w 2008 r. dla Niemiec saldo to wyniosło 7,1 mld euro, dla Włoch 3,1 mld euro, Francji – 2,7 mld euro, Holandii – 2,4 mld zł, Szwecji – 1,3 mld euro, Belgii – 0,7 mld euro, W. Brytanii – 0,3 mld zł). Co więcej, dowiedzieliśmy się od rzecznika prasowego komisarza ds. budżetu Janusza Lewandowskiego, że w sprawie obydwu polityk ma on nowe pomysły, których zawartość wygląda tak „jakbyśmy się chcieli dusić własnymi rekami”.
Pomysły Lewandowskiego
Otóż polski komisarz chce, żeby dostęp do środków z funduszy strukturalnych miały wszystkie kraje niezależnie od poziomu ich zamożności (wtedy jego zdaniem nie będzie dążenia do ograniczenia środków budżetowych na te cele), a także aby środki z funduszu rolnego nie były prostym transferem do rolników, a raczej wsparciem dla programów rozwoju obszarów wiejskich. 

Jeżeli komisarz Janusz Lewandowski rzeczywiście ma takie zamierzenia, oznacza to, że z budżetu na lata 2014-2020 Polska otrzyma znacznie mniejsze środki niż z budżetu na lata 2007-2013. Dostęp do funduszy strukturalnych także bogatych krajów spowoduje, że to ich projekty jako bardziej nowoczesne i prorozwojowe będą finansowane w pierwszej kolejności, a skomplikowanie dostępu do pieniędzy dla rolników spowoduje, że ci z większym doświadczeniem (a więc ci ze starych krajów członkowskich) będą sprawniejsi w sięganiu po nie. 

Chciałbym być złym prorokiem, ale jeżeli tak będą działać nasi najwyżsi przedstawiciele w instytucjach unijnych, to może się okazać, że już w przyszłym budżecie Polska może okazać się płatnikiem netto (swoją drogą po wyborze na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka, a Janusza Lewandowskiego na komisarza ds. budżetu sugerowano, że pozycja Polski w instytucjach unijnych bardzo się wzmocniła i będziemy mieli z tego wielkie profity). Ponieważ nasza składka do budżetu UE corocznie rośnie, to w całym okresie 2014-2020 wyniesie znacznie ponad 35 mld euro, co oznaczałoby, że możemy z tego budżetu otrzymać mniej niż wpłacona przez nas składka (w latach 2007-2013 możemy z budżetu UE otrzymać około 90 mld euro, podczas gdy nasza składka wyniesie około 24 mld euro). 

Byłaby to naprawdę katastrofa, bo przecież jesteśmy krajem ciągle na dorobku, PKB na mieszkańca w naszym kraju liczone z uwzględnieniem siły nabywczej naszego pieniądza wyniosło w 2009 r. zaledwie 59 proc. średniej unijnej, a więc średniej liczonej już po przyjęciu do UE dwóch najbiedniejszych krajów Rumunii i Bułgarii.
Propozycje pięciu przywódców głównych państw UE
Po grudniowym szczycie w Brukseli ekipa Donalda Tuska miała znowu ogłosić sukces w postaci zablokowania propozycji brytyjskiej w sprawie ograniczenia wysokości wieloletniego budżetu Unii Europejskiej na lata 2014-2020. 

Miano zaatakować PiS jako formację, która w Parlamencie Europejskim jest w jednej frakcji z brytyjskimi konserwatystami, których szef premier David Cameron chce ograniczać wydatki budżetowe UE i tym samym godzi się na angielskie propozycje, szkodząc Polsce (taka próba już miała miejsce w kampanii prezydenckiej, kiedy to minister Rostowski atakował PiS za to, że angielscy konserwatyści chcieli jego zdaniem ograniczać pieniądze na wspólną politykę rolną). Ta PR-owa akcja spaliła na panewce, bo okazało się, że cięć wydatków w następnej perspektywie finansowej Unii żądają przyjaciele polityczni Donalda Tuska – niemieccy i francuscy chadecy. 

Właśnie upubliczniony został tzw. list pięciu, czyli kanclerz Niemiec Angeli Merkel, prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, premiera W. Brytanii Davida Camerona, premiera Holandii Marka Rutte i premiera Finlandii Mario Kiviniemi, w którym szefowie tych państw domagają się od Komisji Europejskiej zamrożenia wydatków w budżecie UE na lata 2014-2020 na dotychczasowym poziomie. 

„Płatności powinny wzrosnąć nie więcej niż o wskaźnik inflacji przez całą następną perspektywę finansową” – piszą prezydent i premierzy i dalej: „wszystkie kraje zaciskają pasa, by redukować deficyty. Europa także nie może od tego uciec”. 

List ten wprost nawiązuje do listu sprzed pięciu lat, kiedy to szefowie rządów Niemiec, Francji, W. Brytanii, Holandii, Austrii i Szwecji zażądali od Komisji Europejskiej, aby płatności w budżecie na lata 2007-2013 nie przekroczyły 1 proc. PKB wtedy jeszcze 25 krajów członkowskich.

 Pamiętam, jakim wtedy oburzeniem zareagował na ten list Parlament Europejski, którego byłem członkiem (pracowałem właśnie w komisji budżetowej parlamentu). „Chcecie więcej Europy, to trzeba na to więcej pieniędzy” – grzmieli wszyscy posłowie od prawa do lewa i to bez względu na kraj, z którego pochodzili.

 Ale kiedy w 2006 r. przybliżyły się rozstrzygnięcia w tej sprawie, parlamentarzyści krajów sygnatariuszy listu położyli uszy po sobie i także od prawa do lewa posłusznie wykonali polecenia swoich rządów. Budżet na lata 2007-2013, jeżeli chodzi o zobowiązania, wyniósł średniorocznie 1,11 proc. PKB, a jeżeli chodzi o płatności – tylko 1,05 proc. PKB, a więc prawie dokładnie tyle, ile chcieli sygnatariusze listu.
Nie ma dobrych wieści dla Polski
Wszystko wskazuje na to, że teraz będzie podobnie. Komisja Europejska i Pan komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski napną muskuły i przygotują budżet większy, ale Niemcy, Francja, Wielka Brytania będą nieubłagane. Na następne siedem lat wydatki nie będą wyższe od 1 proc. PKB, najwyżej będą mogły rosnąć o wskaźniki inflacji, czyli 2-3 proc. rocznie. To niestety jest już przesądzone.

 Kwestią otwartą jest to, jak zostaną podzielone te pieniądze na poszczególne polityki unijne. Ale tu także nie ma dobrych wieści dla Polski. Donald Tusk na szczycie latem tego roku zgodził się na strategię UE do roku 2020, w której priorytetami są badania, innowacje i realizacja zamierzeń zawartych w tzw. pakiecie klimatycznym, a nie polityka spójności czy bezpieczeństwo żywnościowe. Oznacza to, że także struktura wydatków budżetu na lata 2014-2020 będzie musiała nawiązywać do tych nowych priorytetów, a więc ograniczanie wydatków dotknie głównie dwie najważniejsze w tej 7-latce: politykę spójności i Wspólną Politykę Rolną, czyli polityki, z których najhojniej korzystała Polska.   

W tej sytuacji ani komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski ani przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, ani polska prezydencja w II połowie 2011 r. nie pomogą, aby Polska z podziału środków na lata 2014-2020 wyszła obronną ręką. W tym siedmioleciu wpłacimy około 25 mld euro składki, a otrzymamy około 90 mld euro środków głównie w ramach polityki spójności i Wspólnej Polityki Rolnej. 

W następnym siedmioleciu składka już wyniesie około 35 mld euro (w dużej mierze zależy od poziomu PKB i rośnie wraz z jego wzrostem), a środki, jakie otrzymamy, jak wynika z powyższego, będą dużo mniejsze niż do tej pory. Oby się nie okazało, że są mniejsze od wpłaconej składki. 

Tak to ekipa Donalda Tuska prowadzi nas od sukcesu do sukcesu – tyle tylko, że są to sukcesy w mediach, a nie w rzeczywistości.


POWIĄZANE

Od 10 lutego Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa będzie przyjmował...

Około 92,6 tys. ton żywności o wartości ponad 265 mln zł trafi w tym roku do org...

Sytuacja na unijnym rynku rolnym nadal jest krytyczna. Potrzeba środków łagodząc...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę