Mamy olbrzymie szanse otrzymać specjalny fundusz dla pięciu województw, skrojony specjalnie pod nasze potrzeby.
Rząd przyjął wczoraj instrukcje dla premiera na rozpoczynający się w czwartek szczyt UE w Brukseli. 25 państw będzie tam próbowało się dogadać w sprawie budżetu Unii na lata 2007-13.
Walczymy w sumie o około 60 mld euro "na czysto" dla Polski. Ale na jednym rządowi zależy szczególnie. Chodzi o fundusz dla najbiedniejszych regionów dotkniętych bezrobociem. - To nasz pomysł, ale wzorowaliśmy się na istniejącym funduszu dla regionów północnych w Finlandii - mówi polski dyplomata.
Polscy dyplomaci zapewniają "Gazetę", że przewodzący negocjacjom rząd Luksemburga wstępnie ten pomysł zaakceptował.
Fundusz został tak skrojony, że mogą z niego korzystać tylko regiony z PKB na głowę mieszkańca poniżej 40 proc. unijnej średniej i bezrobociem powyżej 15 proc. A takie kryteria spełniają tylko polskie województwa: lubelskie, podlaskie, świętokrzyskie, podkarpackie, podlaskie i warmińsko-mazurskie.
I to nie zmieni się nawet po rozszerzeniu UE o Rumunię i Bułgarię w 2007 r. Rządowi specjaliści sprawdzili, że żaden rumuński region nie przeskakuje poprzeczki 15-proc. bezrobocia.
Ile to nam da? Luksemburg mówi o 20 euro rocznie na głowę mieszkańca. Pięć wschodnich województw zamieszkuje 8,2 mln osób, co daje 164 mln euro rocznie - przez siedem lat.
Pieniądze byłyby wypłacane niezależnie od pozostałych funduszy. W dodatku na korzystnych zasadach - wkład własny byłby ograniczony do 15 proc.
Nie wiadomo jeszcze, na co dokładnie miałyby iść pieniądze z tego funduszu. Prawdopodobnie na budowę dróg oraz na walkę z bezrobociem, np. za pomocą szkoleń.
Dla ściany wschodniej to manna z nieba. Chcemy remontować drogi, kanalizację. Możemy wchłonąć każdą kwotę - mówi Wojciech Szalkiewicz, dyrektor gabinetu marszałka województwa warmińsko-mazurskiego. - Potrzeb jest aż nadto i problemów z rozdysponowaniem pieniędzy na pewno by nie było - potwierdza marszałek województwa lubelskiego Edward Wojtas.
Polska wywalczy ten fundusz pod jednym warunkiem: najbliższy szczyt musi przynieść kompromis budżetowy. Co nie nastąpi, dopóki kłócić się będą Francuzi i Brytyjczycy.
W tej chwili spierają się o tzw. rabat, czyli brytyjską ulgę we wpłatach do wspólnej kasy. Francja żąda jego likwidacji, Londyn odpowiada "nie". Może zgodzimy się na zmniejszenie rabatu, ale pod warunkiem, że pod nóż pójdą unijne wydatki na rolnictwo - mówią Brytyjczycy. A na to z kolei nie ma zgody Francuzów.
Wtorkowe spotkanie premiera Tony'ego Blaira i prezydenta Jacques'a Chiraca nie przyniosło przełomu. Na dwa dni przed rozpoczęciem szczytu perspektywa kompromisu pozostaje więc odległa.