Jeśli od 1 maja na etykietach produktów spożywczych będziemy mogli przeczytać, jaka jest w nich zawartość procentowa tłuszczu, białka, cukru czy innych substancji. Narazi to polski przemysł żywnościowy na poniesienie kolosalnych kosztów.
Od 1 maja 2004, a nie od 1 stycznia 2005
Na etykietach
unijnych produktów spożywczych określona jest procentowa zawartość każdego
składnika. W Polsce nie ma obowiązku takiego znakowania żywności, więc
producenci nie zamieszczali tych informacji na opakowaniach.
Bez okresu przejściowego
Minister rolnictwa w
rozporządzeniu z 16 grudnia 2002 r. w sprawie znakowania środków spożywczych
określił, że starych polskich etykiet można używać do momentu wyczerpania się
zapasów, nie dłużej jednak niż do 1 stycznia 2005 r. - Producenci byli na to
przygotowani, ponieważ z reguły mają zapas opakowań na 6-8 miesięcy - mówi
Andrzej Gantner, dyrektor Polskiej Federacji Producentów Żywności. -
Natomiast wcześniej nie mogli wprowadzić na rynek opakowań zgodnych z
unijnymi przepisami, ponieważ były one niezgodne z polskim prawem.
Tymczasem Urząd Komitetu Integracji Europejskiej dopatrzył się w Traktacie Akcesyjnym zapisu, że wynegocjowane warunki nie pozwalają na okres przejściowy dla znakowania produktów spożywczych. Tak więc, zgodnie z Traktatem, 1 maja na półkach polskich sklepów mogą się znajdować jedynie artykuły spożywcze oznakowane zgodnie z wymogami unijnymi: muszą mieć określoną procentową zawartość poszczególnych składników i nie mogą zawierać znaczków "Dobre, bo polskie", "Dobra polska żywność", czy "Teraz Polska".
Kto zniszczy żywność?
- Nie da się z dnia na dzień
wprowadzić na sklepowe półki produktów w nowych opakowaniach - uważa
Gantner. - Kto zapłaci za zniszczone towary ze starymi etykietami? Za
zniszczone opakowania, które miały być używane do końca 2004 roku?
Zmiana rozporządzenia z grudnia 2002 ma być podpisana przez ministra
rolnictwa lada dzień. Tymczasem producenci zasypują Ministerstwo Rolnictwa i
Rozwoju Wsi, Ministerstwo Gospodarki oraz premiera Leszka Millera protestami -
chcą, żeby okres przejściowy trwał do końca tego roku.
- Naszym zdaniem,
zapis w Traktacie Akcesyjnym można "odkręcić" - twierdzi dyrektor Gantner.
- Potrzebna jest jednak dobra wola naszego rządu i zgoda Komisji
Europejskiej.