Pesymizm szybko powrócił. Przed południem niemiecki minister finansów podczas debaty w Bundestagu przyznał, że jest zbyt wcześnie, aby mówić o drugim pakiecie pomocowym dla Aten, gdyż tamtejszy rząd musi wpierw udowodnić, że jest w stanie zrealizować narzucone kryteria fiskalne.
Wolfgang Schauble dodał też, iż Grecja nie powinna otrzymać też kolejnej transzy pomocy, która została jej przyznana w czerwcu ub.r. – jeżeli misja kontrolna Trójki w Atenach zakończy się fiaskiem (na razie została przerwana na 10 dni – od ubiegłego piątku). Słowa krytyki pod adresem Greków padły też ze strony szefa koalicyjnego FDP – Rainera Bruederle. Niemniej obaj wezwali do poparcia ustawy reformującej EFSF – głosowanie nad tym projektem zostało zaplanowane na 29 września. W tym względzie ostre słowa obu panów można przypisać też „określonym koniecznościom politycznym”.
W efekcie mocnym impulsem dla rynków stały się dopiero słowa szefa Europejskiego Banku Centralnego, jakie padły podczas konferencji prasowej po godz. 14:30. Jean-Claude Trichet przedstawił najnowsze projekcje banku centralnego w temacie dynamiki PKB , które zostały obniżone – na ten rok do 1,4-1,8 proc. (wobec 1,5-2,3 proc. zakładanych w czerwcu) i 0,4-2,2 proc. w roku przyszłym (0,6-2,8 proc. w poprzedniej projekcji). Szef ECB wspomniał też o inflacji, która jego zdaniem może spaść w przyszłym roku poniżej 2,0 proc. To w zasadzie ewidentnie przekreśla jakiekolwiek perspektywy podwyżek stóp procentowych w najbliższych miesiącach.
To jednak było oczywiste. Inwestorów zaskoczyły, zatem negatywnie: duża korekta szacunków PKB, a także słowa J.C.Tricheta, iż „znajdujemy się obecnie w największym kryzysie od II wojny światowej”, oraz, że bank centralny stara się wykonywać „swoją robotę, ale nie jest ona łatwa”. W temacie dalszych interwencyjnych zakupów na europejskim rynku długu padła odpowiedź, iż „bank centralny nie podaje informacji o swoich przyszłych posunięciach”. Można jednak oczekiwać, iż ECB rozumie skalę problemów przed jakimi stoi cała strefa euro. Po słowach J.C.Tricheta notowania EUR/USD zanurkowały poniżej 1,3970, ustanawiając minimum na 1,3943. Po południu rynek zdołał jednak wrócić na 1,4000. Inwestorzy zwrócili też uwagę na dane z USA – cotygodniowe bezrobocie zaskoczyło negatywnie (wzrost do 414 tys.), ale na pozytyw zasługuje spadek deficytu handlowego w lipcu do 44,8 mld USD z 51,6 mld USD po korekcie w czerwcu.
Na uwagę zasługuje dzisiaj funt, który zyskał po tym, jak Bank Anglii utrzymał dotychczasowe parametry polityki pieniężnej. Inwestorzy obawiali się, że pojawią się sygnały nt. QE2. Tak czy inaczej zapiski z tego posiedzenia, które poznamy 21 września, będą uważnie śledzone – pod kątem rozkładu głosów za QE.
Przed nami wystąpienia szefa FED, a także prezydenta Baracka Obamy – szerzej piszę o nich w subiektywnym kalendarzu wydarzeń. Poza tym mamy nocną paczkę danych z Japonii i Chin. Kluczowe dla inwestorów może okazać się dopiero jutrzejszy szczyt państw grupy G-7 w Marsylii – dzisiaj ekonomiści banku Morgan Stanley nie wykluczyli po nim skoordynowanej akcji banków centralnych, które miałyby zdecydować się na dodatkowe operacje ilościowego poluzowania (QE). To wydaje się jednak do końca realne, chociaż można rozumieć argumentację, jaką jest „nadzwyczajna” sytuacja na rynkach finansowych i w globalnej gospodarce.
EUR/USD: Rynek naruszył kluczowe wsparcie na 1,3970 (linia trendu wzrostowego od czerwca 2010 r.), ale na krótko. Poczekajmy, więc na potwierdzenie negatywnego sygnału. Zbliżająca się paczka „mocnych informacji” – Bernanke, Obama i G7 – może sprawić, że rynek będzie dość zmienny. Nadal pozostajemy, zatem w konsolidacji 1,3970-1,4150.
6572794
1