W poniedziałek rano kurs szwajcarskiej waluty pobił ubiegłotygodniowy rekord. Chwilkę po ósmej frank kosztował 3,5269 zł! Potem było jeszcze gorzej!
Za euro po ósmej trzeba było zapłacić 4,0266, a za dolara 2,8645 zł. Marek Rogalski z Domu Maklerskiego BOŚ, z którym natychmiast się skontaktowaliśmy stwierdził tylko: - To jeszcze nie koniec. I rzeczywiście o 8.35 frank kosztował już 3,5348 zł, a sześć minut później przebił granicę 3.54. Na szczęście około 8.50 szwajcarska waluta wyraźnie straciła wigor, stabilizując się na poziomie 3,5250-3,5275. Po 10. jeszcze bardziej obniżyła loty do 3.5320.
Te poziomy utrzymują się od kilku godzin. O 13.40 za franka trzeba było zapłacić 3,5203. Nieco droższe niż rano jest euro, za które trzeba zapłacić 4,04 oraz dolar, który kosztuje 2,87.
Po otwarciu giełd w Stanach Zjednoczonych nastąpiła niewielka poprawa na rynku walutowym. Frank testuje poziom 3,50 zł.
Później, około godziny 18.10, frank znów nieco się osłabił i wyniósł 3,51 zł.
- Główny powód tych wahań to cały czas obawy o Grecję. Na najbliższy czwartek przesunięto szczyt unijny poświęcony ratowaniu tego kraju. Problem polega na tym, że Europejski Bank Centralny cały czas nie zgadza się na plan naprawczy zaproponowany przez Unię - mówi Wirtualnej Polsce Marek Rogalski z DM BOŚ Banku.
Jego zdaniem cały najbliższy tydzień będzie sprzyjał osłabieniu polskiej waluty, a dzisiejszy rekord szybko zostanie pobity.
- W zeszłym tygodniu zakładałem poziom 3,58 w ciągu najbliższych kilkunastu dni. Dziś sądzę, że to może być 3,58-3,60 - dodaje Rogalski.
Jednak zdaniem NBP nawet tak wysoki kurs szwajcarskiej waluty nie stanowi zagrożenia dla polskiego systemu bankowego.
- Kurs złotego do franka musiałby osiągnąć poziom Himalajów, abyśmy zaczęli się niepokoić - powiedział dziennikarzom na dzisiejszej konferencji wiceprezesa NBP Witold Koziński.
To już kolejny czarny poniedziałek polskich kredytobiorców. Ubiegły tydzień również rozpoczął się od gwałtownego umocnienia franka szwajcarskiego. Spowodowane to było wtedy doniesieniami o problemach Włoch. Tym razem oprócz stałego tematu w postaci Grecji, problemem jest też opublikowane w piątek wyniki stress-testów europejskich banków. Zaostrzonych kryteriów nie przeszło osiem banków: 5 z Hiszpanii, 2 z Grecji i 1 z Austrii.
- Odnosząc wyniki stress-testów do rynkowych prognoz, według których testy miało oblać 10-15 banków, może je uznać za optymistyczne. Jednak zamiast optymizmu jest rozczarowanie. Przede wszystkim tym, że publikacja wyników nie ograniczyła ryzyka inwestycyjnego - napisał w komentarzu Marcin R. Kiepas z XTB.
Zdaniem Marka Rogalskiego problemem nie jest osiem banków, które nie zdały stres-testów, ale 16 innych, które zaliczyły je z bardzo kiepskimi wynikami.
- Rynek nie widzi tylko ośmiu banków, ale właśnie 24 które ich zdaniem nie przeszły stress-testów - tłumaczy sytuację na rynku walutowym analityk.
Problemy mogą mieć nie tylko właściciele kredytów walutowych, ale także inwestorzy giełdowi.
- Inwestorzy nie mogą liczyć na spokojny handel w najbliższych dniach. Większość problemów nadal czeka na rozwiązanie. Wątpliwe, by czwartkowy szczyt unijnych przywódców przyniósł przełom - napisał w porannym komentarzu giełdowym Roman Przasnyski z Open Finance - Do poważniejszej zmiany nastawienia potrzebny byłby przełom w rozwiązaniu kwestii drugiego pakietu pomocowego dla Grecji, wygaszenie napięcia związanego z Włochami i konsensusu w sprawie limitu zadłużenia amerykańskiego budżetu - pisze o życzeniach rynku analityk.
9392863
1