Analitycy przewidują, że po zakończeniu konfliktu irackiego, waluta amerykańska przebije euro. Tymczasem słabość waluty może pomóc konkurencyjności gospodarki. Na takie właśnie działanie słabej waluty liczył także Grzegorz Kołodko. Jego oczekiwania spełniły się, gdyż złoty słabnie zarówno w stosunku do dolara jak i wobec euro.
Przyczyn osłabienia złotego można szukać zarówno w sytuacji politycznej jak i gospodarczej. Rozpad koalicji i powstanie rządu mniejszościowego spowodowały, że zagraniczni inwestorzy ostrożniej inwestują w nasze aktywa. Jeżeli uda się reforma finansów publicznych i jeśli referendum unijne przesądzi o wejściu do Unii Europejskiej, należy się spodziewać, że złoty wzmocni się w drugiej połowie roku.
Na razie cieszą się eksporterzy – 75% polskiego eksportu trafia do krajów eurolandu, więc ceny naszych towarów wyrażone w euro będą bardziej konkurencyjne. Martwią się konsumenci towarów z importu. Importujemy głównie gaz i ropę naftową i przede wszystkim za dolary. Oprócz paliw wraz ze słabym złotym mogą podrożeć importowane samochody i sprzęt elektroniczny. Drożej będą nas też kosztować urlopy za granicą.
Niejednoznaczna jest ocena, czy osłabienie złotego przyniesie więcej plusów, czy minusów. Marek Świętoń, analityk ING Investment Manegement uważa, że złoty osłabił się na tyle, by zadowolić eksporterów i to wystarczy. Dalsze osłabianie się naszej waluty wywoła niepotrzebna niepewność na rynku.
Osoby, które zdecydowały się jeszcze dwa lata temu zaciągnąć korzystne kredyty walutowe, teraz płacą wyższe odsetki. Zdaniem jednych analityków kredyt warto przewalutować na złotówki, zdaniem innych – sytuację warto przeczekać, bo złoty w końcu się przecież umocni. Ryzyko kursowe pozostanie jednak zawsze, bo zarabiamy w złotówkach, a nie w walutach obcych. Sami ekonomiści przyznają dzisiaj, że prognozy kursowe są jak wróżenie z fusów, a w takiej sytuacji trudno coś pewnego przewidzieć.