Nie Unii Europejskiej a polskiego bałaganu najbardziej boi się Edward Przyłucki, dzierżawca z Brożówki. Trudno mieć plany, jak nie wiadomo, w którym kierunku to wszystko pójdzie – dodaje.
Edward Przyłucki może się pochwalić, że gleby w jego gospodarstwie w Brożówce
w gminie Kruklanki, zmierzono i zbadano w maju niezwykle precyzyjnie, bo przy
pomocy satelity. Jako jednemu z trzech w województwie. I co? I może sobie
kolorowe wykresy schować na pamiątkę. – Wyniki badania nie uprawniają
mnie do dotacji do wapna – denerwuje się rolnik. – I tak jest
ze wszystkim. Jestem przeciwnikiem nie tyle samej UE co warunków na jakich mamy
do niej wejść. Jeździłem po krajach Unii z tego co zobaczyłem wyciągnąłem
wnioski. Oni mają rynek uporządkowany. Nasi rolnicy w obecnym stanie ducha i
wykształcenia nie są w stanie podołać tym
wyzwaniom.
Najdokuczliwszy jest nasz polski bałagan. Od
1994 r, czyli od kiedy wydzierżawiłem gospodarstwo, wymieniło się wielu
ministrów rolnictwa. Trudno mieć plany, jak nie wiadomo w którym kierunku to
wszystko pójdzie. Skąd ja mam wiedzieć, jak tego ani rząd ani minister rolnictwa
nie wie? Spodziewam się tylko, że będę musiał przestawiać produkcję i na to
jestem przygotowany.
Stoję w dołku i
myślę
Dziewięć lat temu Edward Przyłucki zdecydował się wydzierżawić
upadłe gospodarstwo Brożówka. – Nie było tu nic oprócz budynków
gospodarczych – wspomina. – Ziemi było sporo, wziąłem 300
hektarów. Wtedy byłem trochę młodszy, to mnie to tak nie
przerażało. Finalista IX edycji ogólnopolskiego konkursu "Farmer Roku
2003" ocenia swoją sytuację jako "taką jak wszędzie".
Dochody spadają na łeb na szyję. Miałem maciory w cyklu zamkniętym, ale
ze względu na brak opłacalności, postanowiłem zlikwidować. Chciałem
zmodernizować starą chlewnię, dobudować jedno skrzydło, ale akurat trafiłem w
"świński dołek". Stanąłem z robotami i myślę czy warto? W odchowie mam jeszcze
pięćset sztuk młodych sztuk –
wylicza. – Hoduję bydło mięsne,
ponad 100 sztuk. Na stado hodowlane otrzymuję niewielkie dotacje. Trzymam
jeszcze sześć koni. Swego czasu miałem gęsi i może do nich wrócę, bo na nich
jeszcze dobrze się wychodzi. Ziemia tu czwartej klasy, rodzi pszenicę, rzepak,
kukurydzę dla bydła.
Spławiony przez
bank
Zabudowania gospodarcze, pałac noszą ślady wielkiej urody i
dawnej świetności. Niestety, jeszcze za czasów pegeerowskich dość niefrasobliwie
traktowano zabytek, zamurowując byle jak drzwi, malując na niebiesko mury.
Edward Przyłucki chce mu przywrócić pierwotny wygląd i zarobić na dokończenie
remontu XIX-wiecznego pałacyku. –
Cały czas myślę o
agroturystyce – przyznaje. – Ale dochody z gospodarstwa nie
pozwalają mi na wyremontowanie pałacyku. Starałem się w ubiegłym roku o kredyt z
linii agroturystycznej. Przygotowanie dokumentacji kosztowało mnie sporo
pieniędzy. Z banku dostałem dostałem odpowiedź, że agroturystyka to dziś mało
dochodowe przedsięwzięcie. Dla banku rolnik nie jest klientem. Skąd ja mam
wiedzieć w jakim kierunku to wszystko pójdzie, jak tego na górze nikt nie
wie?