Wiele podkarpackich samorządów, które nie uregulowały prawa własności do wielu dróg gminnych. A zasłaniają się najpopularniejszym powodem - czyli brakiem pieniędzy. Skutek jest taki, że nierozwiązane problemy spadają na mieszkańców, rodząc niekiedy dramatyczne konflikty. Marek Winiarski był w miejscu, gdzie sąsiedzi utrudniają sobie dojazd do swoich gospodarstw.
Domaradz, przysiółek Podchyb. Kilkunastu użytkowników pól i działek budowlanych nie ma do nich dojazdu. Droga gminna jest na mapie, ale w rzeczywistości stoi na niej solidny płot. Użytkownicy drogi omijają ogrodzenie i zajeżdżają pole sąsiadce. Kombajn czy traktor tędy nie przejadą. Mieszkańcy przysiółka wielokrotnie interweniowali w gminie. Rady wójta potrafią zacytować z pamięci. Właściciele posesji, którzy zagrodzili część drogi gminnej twierdzą, że mają do tego prawo. Zastępca wójta Domaradza twierdzi, że przegradzanie dróg gminnych nie należy do odosobnionych przypadków. Gmina Domaradz ma około 20 kilometrów dróg gminnych, do których nie ma prawa własności. Należą w części do mieszkańców, którzy niegdyś wytyczyli drogi na swoich gruntach i przekazali w użytkowanie gminie.
Robert Gibała, zastępca wójta gminy Domaradz
-„Żeby uregulować kwestie prawne trzeba by było wydać w gminie ponad 300 - 400 tys. złotych żeby zrobić rozliczenie tych dróg usankcjonować jako drogi publiczne, gminne.”
Takie kłopoty mają wszystkie gminy. Kilka lat temu sprawę badał Urząd wojewódzki dla potrzeb komisji sejmowej. Jednak ze względu na koszty, zrezygnowano z ustawowego uregulowania problemu. Gminy zarządzają setkami hektarów Gruntów, do których nie mają praw własności, a Domaradz nie jest tu wyjątkiem. Aby uregulować sporne sprawy wokół dróg gminnych samorządy tylko w skali województwa musiałyby wydać miliony złotych.