Kraje starej Unii Europejskiej przymierzają się do tzw. modulacji. Oznacza to dobrowolne ograniczanie dopłat bezpośrednich na rzecz funduszy na rozwój wsi. Polski rząd obawia się, że w przyszłości taka zmiana może dotyczyć polskich rolników. A z tym na pewno się nie zgodzimy.
Modulacja dopłat bezpośrednich została wymuszona przez negocjacje o liberalizacji handlu żywnością. To Światowa Organizacja Handlu naciska na Komisję Europejską, aby ograniczyć bezpośrednie wsparcie rolników na rzecz funduszy wspomagających rozwój wsi.
Reforma z 2003 roku ustaliła, że cięcia w dopłatach bezpośrednich będą dotyczyć tylko krajów starej Unii. Spać spokojnie mogą także ci unijni farmerzy, którzy zarabiają mniej niż 5 tysięcy euro rocznie. Na takie zmiany zgodził się już Parlament Europejski.
Modulacja polskim rolnikom na razie nie grozi, ale nasze organizacje rolnicze wolą dmuchać na zimne i na żadne ograniczanie w płatnościach nie zgadzają się już teraz.
Także polski rząd o żadnym dobrowolnym lub obowiązkowym zmniejszeniu płatności obszarowych nie chce słyszeć. – Modulacja, gdyby ona miała prowadzić w prostej wersji do reorganizacji Wspólnej Polityki Rolnej z punktu widzenia takiego kraju jak Polska byłoby niekorzystne – uważa Marek Zagórski – wiceminister rolnictwa.
Resort rolnictwa obawia się, że docelowo modulacja mogłaby oznaczać nacjonalizację pierwszego filara Wspólnej Polityki Rolnej, czyli dopłat bezpośrednich. Oznaczałoby to, że płatności obszarowe nie byłyby wypłacane z unijnego budżetu ale zależałyby od możliwości finansowych poszczególnych państw Unii.