Od wielu lat zajmuje się hodowlą koni, trenowała w kadrze Polski, w ubiegłym roku dostała dofinansowanie w ramach programu SAPARD. Jej stadnina znajduje się na obrzeżach Wrocławia.
Pani Beato, od kiedy zajmuje się Pani końmi?
Beata Bek. W zasadzie to całe życie. Lat ... dziesiąt.
Czy jest to rodzinna tradycja?
B.B. Absolutnie nie. W moim rodzinnym domu wszyscy mieli wykształcenie typowo techniczne a ja rolnicze.
Ile pani ma koni?
B.B. Tutaj mam na razie trzy, ale w sumie jest ich sześć. Dopiero jak uda mi się postawić krytą ujeżdżalnię to sprowadzę pozostałe konie. Myślę aby w przyszłości otworzyć tu pensjonat, zająć się hipoterapią. Tak, aby to wszystko razem na jednym terenie funkcjonowało, bo to są działania które się uzupełniają. Cała infrastruktura przygotowana np. do sprzedaży jest wykorzystywana do celów rekraacyjno-sportowych.
Tuż przed nasza rozmową, mówiła Pani, że to o czym jest tak głośno ostatnimi czasy, czyli solarium i karuzela dla koni, na zachodzie jest rzeczą normalną.
B.B. Dokładnie tak. Ja od 25 lat jeżdżę konno, byłam w kadrze Polski i trenowałam w Niemczech i widziałam to właśnie w tamtych stajniach. W Stanach Zjednoczonych trenowałam Araby, więc widziałam, że na świecie nie jest żadna nowość. Powiem więcej - jest to standard. Tak jak toaleta w domu tak w porządnej stajni, która utrzymuje się z tego, że sprzedaje konie powinno być takie solarium.
Jakie ma ono zastosowanie?
B.B. Solarium to określenie slangowe. Urządzenie to dostarcza promieni podczerownych i ultrafioletowych. Ultrafiolet jest niezbędny do kostnienia młodych organizmów, do rozwoju, do produkcji witaminy D3. Wiadomo, że koń stoi około 22 godzin w boksie i nie jest wystawiany na działanie promieni słonecznych a jest to zwierze, które przebywało na wielkich przestrzeniach i w zasadzie nie w lasach, ale pod słońcem. Taka jest ich fizjologia, jeśli zamknęliśmy je w czterech ścianach boksu to musimy im dostarczyć to czego potrzebują. Tak jak ludziom do życia jest potrzebne światło słoneczne tak samo koniom.
A po co jest karuzela?
B.B. Określenie karuzela także jest oczywiście slangowe. To urządzeni ma zapewniać bezpieczny ruch. Ja jestem wrogiem puszczania koni, szczególnie tych będących w przygotowaniu do championatów czy innych wystaw na padoki, bo jest to kontuzjogenne. A w zimie jest to wręcz niebezpieczne. Jest „gruda” lub ślizgawica a co za tym idzie za duże ryzyko. Oczywiście młode konie lub klacze, czyli te grupy koni, które wychowuje się na pastwisku można tak wypuszczać, bo przecież nie sposób wychować większą ilość koni zapewniając im indywidualny ruch. Natomiast tym które traktowane są pojedynczo a nie jak stado można zapewnić warunki maksymalnie bezpieczne.
Czy jest jakieś dawkowanie?
B.B. Nie, jest to sprawa indywidualna. To wszystko zależy od dnia, zależy od konia. Nie ma tu konkretnych standardów, to trzeba sobie wypraktykować. Zarówno w solarium jak i w karuzeli. Są dni, kiedy wprowadzam je do maszyny, tj. karuzeli, zakładam sobie że będzie to np. 30 min kłusa, ale widzę, że jeden z nich oddycha gorzej to wtedy dawkuje się mu mniej ruchu itp.
Przyznam szczerze że ja dopiero niedawno usłyszałam o takich urządzeniach a tu okazuje się, że są one znane od wielu lat, czy wśród polskich hodowców są one także popularne?
B.B. Ja myślę, że to się już od jakiegoś czasu rozwija, hodowcy wyjeżdżają na zachód, podpatrują jak tam to wygląda, więc to wszystko u nas albo już jest, albo przyjdzie z czasem. Problem może być w finansach. Ale musimy liczyć się z tym, że w obliczu naszego wejścia do struktur unijnych czyli światowych standardów, my nie sprzedamy dobrze swoich koni, jeśli nie będą one należycie przygotowywane. Pamiętajmy, że jest to materiał genetycznie bardzo dobry i systematycznie poprawiany importami zachodnimi – niekiedy wysokiej klasy. Aby dobrze sprzedać konia, musi być on nie tylko ładny, ale i profesjonalnie przygotowany. Klient nie pojedzie 800 km do Polski ze środka Niemiec by kupić go od nas materiał gorszy . Musimy być konkurencyjni nie tylko cenowo ale i oferować podobny jakościowo „towar”.
Na te urządzenia dostała pani dofinansowanie w ramach programu SAPARD.
B.B.Tak, ja miałam inwestycję, którą można było wykonać w bardzo krótkim czasie. Złożyłam wniosek w połowie października a inwestycje miałam skończoną 31 listopada. Przyznano mi maksymalną kwotę jaką można otrzymać - 50 tysięcy, czyli połowę kosztów a drugą muszę sama spłacać. W tym miejscu muszę podkreślić, że bardzo dobrze współpracuje mi się z naszym oddziałem ARiMR, ODR i BGŻ. Pracują tam ludzie którzy są wyjątkowo kompetentni, wiedzą co robią i zawsze chętnie służą pomocą.
Dziękuję z rozmowę, mam nadzieję, że wszystkie pani plany i marzenia się spełnią, a przede wszystkim to o wybudowaniu krytej ujeżdżalni. Powodzenia!