Seminarium „Polska branża mięsna w UE” na tegorocznej POLAGRZE FOOD odbyło się w zaledwie pół roku po wejściu do Unii. Nic więc dziwnego, że właśnie sprawy odnajdywania się w nowych realiach zdominowały dyskusję.
Producenci podkreślali, że minione lata, podobnie jak w całej branży spożywczej, upłynęły im pod znakiem przygotowań, dostosowywania do wymogów UE i właściwie nie starczyło już czasu na nic innego. Zwłaszcza, że podobnie jak przemysł mleczarski, także mięsny był przez cały okres dostosowawczy oczkiem w głowie urzędników z Brukseli, pilnujących, by wszystko przebiegało zgodnie z oczekiwaniami. Branża wykonała olbrzymi wysiłek, by udało się sprostać wymaganiom. Inwestycje pociągnęły za sobą ogromne pieniądze, które trzeba było wydać.
Tymczasem do zrobienia jest wciąż wiele. Na przykład, asortyment wielu producentów w branży mięsnej nie zmienił się od lat. A rynek oczekuje nowości, przystosowywania się do nowych trendów, po prostu rozpieszczania konsumenta. Nie wystarcza w Unii być – na tamtejszym rynku trzeba umieć konkurować, a spełnienie norm to zaledwie pozwolenie na start w wyścigu do podniebienia i kieszeni konsumenta.
Wspólna Polityka Rolna zwiększa owszem, dochody branży rolno – spożywczej, nie stymuluje jednak wprost wzrostu produkcji – dało się słyszeć na sali. O to muszą zadbać sami zainteresowani producenci. I zdaniem części uczestników forum, nie jest z tym najlepiej.
Problemem branży są też mody na ekologię rozumianą jako wegetarianizm odbijające się na spożyciu mięsa. O ile przed rokiem 1989 rynek wewnętrzny mógł wchłonąć każdą jego ilość, i jeszcze było mało, teraz trzeba zabiegać o nabywcę. A tego można skusić nie zgodnością z europejskimi normami, tylko dużym wyborem smakowitych produktów, do tego w przystępnej cenie. Zwłaszcza, że szansą dla branży jest ekspansja na rynki europejskie.