W Polsce pracuje jedynie 53,8% osób w wieku produkcyjnym. Ten wynik plasuje nasz kraj na ostatnim miejscu wśród 25 państw przyszłej, poszerzonej Unii.
W raporcie Komisji Europejskiej o rynku pracy państw kandydujących do UE czytamy: Pilnej restrukturyzacji wymagają w Polsce rolnictwo, górnictwo węgla, hutnictwo, koleje oraz wiele dużych przedsiębiorstw państwowych.
Na polskiej wsi wciąż pracuje 19,2% osób w wieku produkcyjnym wobec 4,2% w krajach Piętnastki. W przemyśle, mimo ogromnego postępu w ostatnich latach, wydajność pracownika wciąż wynosi tyko 45% poziomu unijnego.
Komisja uważa, że w tej sytuacji ratunkiem przed masowymi zwolnieniami jest ograniczenie kosztów pracy przez przedsiębiorców, przede wszystkim wobec słabo wykształconych pracowników. Jednak podatki oraz ubezpieczenia społeczne stanowią w Polsce aż 42% kosztów zatrudnienia. To niemal tyle, ile w najbogatszych krajach UE, których i tak już na to nie stać. W konsekwencji poziom bezrobocia osób o niskim wykształceniu jest w Polsce o 60% wyższy niż osób o wysokim wykształceniu. W krajach Wspólnoty ta różnica wynosi tylko 30% Przedsiębiorcom nie opłaca się zatrudniać tej kategorii pracowników, wskutek czego zasilają oni szeregi bezrobotnych. Komisja przyznaje co prawda, że rząd podjął pewne działania w celu zreformowania systemu podatkowego i zasiłków dla bezrobotnych, są to jednak działania punktowe, które nie składają się na całościową strategię.
Zdaniem Komisji należy również poluzować regulacji na rynku pracy. Pracodawca zdecyduje się na zatrudnienie nowych pracowników tylko wówczas, gdy będzie mógł ich stosunkowo łatwo zwolnić w razie załamania koniunktury.
Komisja zwraca uwagę na pogłębiającą się różnicę w poziomie zatrudnienia między regionami. Tam, gdzie dominują obszary wiejskie, bezrobocie sięga 30 i więcej procent osób w wieku produkcyjnym. Niepokojąca jest także coraz większa różnica między liczbą pracujących kobiet i mężczyzn. Inne wyzwanie, które stoi przed nami, to masowy rozwój szkolnictwa zawodowego wśród osób już pracujących.
Komisja obawia się, że po przystąpieniu Polski do Unii o wiele mniej realne stanie się przekształcenie Wspólnoty w najbardziej wydajną gospodarkę świata do 2010 roku.