Wynika z czwartkowego spotkania z dziennikarzami na temat konsekwencji rozszerzenia Unii Europejskiej dla rynków pracy i migracji w Europie.
Spotkanie, w którym uczestniczyli przedstawiciele ambasady Wielkiej Brytanii, Fundacji Konrada Adenauera, Centrum Stosunków Międzynarodowych, brytyjskiego Institute for Public Policy Research, UKIE oraz Ministerstwa Gospodarki i Pracy, było również okazją do promowania CD-romu z opracowaniem badań "Konsekwencje otwarcia rynków pracy po rozszerzeniu Unii Europejskiej - ewaluacja pierwszego roku". Przeprowadziło je Centrum Stosunków Międzynarodowych przy współpracy ambasady brytyjskiej i Fundacji Konrada Adenauera.
Po rozszerzeniu UE swoje rynki pracy otworzyły dla obywateli nowych krajów członkowskich tylko trzy państwa: Wielka Brytania, Irlandia i Szwecja. W pozostałych krajach starej Unii obowiązują okresy przejściowe według modelu 2+3+2. Oznacza to, że mogą one utrzymać restrykcje w dostępie do swoich rynków pracy przez siedem lat od 1 maja 2004 roku.
Nikt nie powinien oczekiwać, że Niemcy otworzą wcześniej swój rynek pracy – powiedział w czwartek dyrektor Fundacji Adenauera Stephan Raabe.
Taką decyzję uzasadniał koniecznością przeprowadzenia reform w Republice Federalnej Niemiec. Mamy jeszcze prawie sześć lat na to, żeby przeprowadzić konieczne reformy, bo tylko tyle będą obowiązywać restrykcje w dostępie do niemieckiego rynku pracy – powiedział PAP.
Dodał, że w tej chwili w Niemczech jest 6 mln. bezrobotnych, co stanowi ok. 11 proc., a we wschodnich landach osiąga nawet 20 proc. Jak będziemy mieli w mniejsze bezrobocie - 8 proc. lub mniejsze - to podejmiemy dyskusję o otwarciu rynku pracy, ale nie teraz – przewiduje Raabe.
Jego zdaniem, po zmianie rządu prace nad wprowadzaniem reform nabiorą tempa. Dyrektor Fundacji Konrada Adenauera jest przekonany, że liberalizacja rynku pracy przyniesie Niemcom wiele korzyści, ale podkreślił, że na razie jego kraj ma "poważne problemy" i jest za wcześnie, żeby o tym mówić.
Danny Sriskandarajh z największego brytyjskiego ośrodka eksperckiego Institute for Public Policy Research również zwrócił uwagę na różnice między Wielką Brytanią i krajami Europy kontynentalnej.
W Wielkiej Brytanii są inne warunki - ma ona niższe bezrobocie i inaczej zorganizowany rynek pracy. Ponadto ma zupełnie inne doświadczenia z emigrantami z nowych krajów członkowskich w przeszłości. Dlatego brytyjskim politykom było znacznie łatwiej podjąć decyzję o otwarciu rynku pracy – tłumaczył.
Według niego, Londyn jest zadowolony z pracowników pochodzących z nowych państw członkowskich, bo są to w większości ludzi młodzi, wykształceni i mają niezwykle dużą motywację do pracy. Polacy przyjeżdżają do Wielkiej Brytanii na krótko, bardzo ciężko pracują i starają się jak najwięcej zarobić, a brytyjscy pracodawcy mają dotychczas dobre doświadczenia z ich zatrudniania – powiedział Sriskandarajh.
Pracownicy z różnych krajów wnoszą bardzo duży wkład do brytyjskiej i unijnej gospodarki – podkreślił. Dodał, że sami również wynoszą wiele korzyści, bo nie tylko zarabiają, ale "uczą się również języka, zdobywają nowe umiejętności i pewien rodzaj paneuropejskich doświadczeń, które wszyscy powinniśmy nabyć".
Dyrektor programowy Centrum Stosunków Międzynarodowych Antoni Podolski uważa, że pozytywne doświadczenia Wielkiej Brytanii, Irlandii i Szwecji "mogą, ale nie muszą" stanowić argument dla innych państw na rzecz otwarcia przez nich rynków pracy. Jego zdaniem, wynika to z faktu, że te trzy państwa mają inny stosunek do funkcjonowania w unijnej gospodarce.