Według raportu Międzynarodowej Organizacji Pracy - „ludzie oczekują, że dzięki globalizacji będzie więcej miejsc pracy.” Tymczasem w ubiegłym roku przybyło 600 tysięcy bezrobotnych.
Pogłębia się także różnica w dochodach w krajach bogatych i biednych. W latach 1960-62 średni dochód w krajach biednych wyniósł 212 dolarów rocznie, w bogatych 11,5 tysiąca - 50 razy więcej. Czterdzieści lat później bogaci zarabiali już 120 razy więcej, niż z biedni.
Juan Somavia, z Międzynarodowej Organizacji Pracy twierdzi - „Jeżeli będziemy mieli miliard ludzi bezrobotnych to urośnie to do rangi najważniejszego problemu politycznego, który musi być rozwiązany. Stanie się to już wtedy kwestią światowego bezpieczeństwa.”
W Polsce średnie wynagrodzenie wynosi 2276 złotych, w Unii 11.681 złotych, pięć razy więcej. Już dziś, według badań Pentora, 60% Polaków w wieku 15-29 lat, czyli 6 milionów najbardziej przedsiębiorczych, deklaruje chęć wyjazdu do pracy za granicę.
Rynek pracy od maja otworzą dla nas wszyscy nowi członkowie Unii, a także Wielka Brytania i Irlandia. W Wielkiej Brytanii po dwóch latach będzie można nabywać prawo do świadczeń socjalnych, w Irlandii po roku. Brytyjski przemysł odczuwa brak robotników wykwalifikowanych. W ostatnich 3 latach powstało 1,5 mln nowych miejsc pracy. Rząd brytyjski szacuje, że rocznie na wyspy przybywać będzie 140 tys. osób, w tym 17 tys. z krajów - nowych członków Unii. Eksperci szacują, że w sumie około 370 tysięcy nowych obywateli Unii może zdecydować na emigrację.
Pascal Lamy z Komisji Europejskiej powiedział dla „Plus-Minus” - „Nie będzie żadnej wielkiej katastrofy. Po to właśnie są okresy przejściowe, negocjowane z kandydatami do Unii. Stworzy to szansę na łagodne dostosowanie tych krajów do pozostałych.”
Tak więc czy ograniczenia w pracy dla nowych członków to próba przypodobania się wyborcom, czy realne obawy o rynek pracy?