Spośród 3 mln bezrobotnych Polaków milion pracuje w szarej strefie, a kolejny milion to, według przedstawicieli resortu gospodarki i pracy, w większości osoby długotrwale bezrobotne i takie, które zatraciły zdolność do szukania i podjęcia pracy.
Potrzebują one o wiele silniejszego wsparcia, aby odzyskać umiejętność powrotu na rynek pracy (np. pomocy psychologa), niż to, jakie może im zaoferować urząd pracy. Wynika z tego, że tylko jedna trzecia z osób zarejestrowanych w urzędach pracy to ci, którzy są gotowi podjąć zatrudnienie.
W ubiegłym roku w wyniku działalności policji pracy 4,4 tys. osób pracujących na czarno straciło status bezrobotnego. Ponad 15 proc. z nich pobierało zasiłek dla bezrobotnych. Służby kontrolne mogą być jednak coraz mniej skuteczne, ponieważ liczba zatrudnionych w nich osób systematycznie maleje: w 1998 r. pracowało tam 885 osób, a w 2004 r. - zaledwie 319. W tej sytuacji doraźnym rozwiązaniem mogłoby być zaproponowane przez związkowców nałożenie bardzo wysokich kar, które odstraszałyby od zatrudniania i podejmowania pracy na czarno. Tak jest np. w Portugalii, gdzie pracodawca zatrudniający nieoficjalnie może zapłacić aż 50 tys. euro kary.
Do urealnienia statystyki bezrobocia, oprócz kontroli, przyczyniłoby się również usunięcie z rejestru tych, którzy figurują tam po to, aby korzystać z ubezpieczenia zdrowotnego. W tym celu resort gospodarki i pracy zaproponował odejście od opłacania składki zdrowotnej za bezrobotnych przez urzędy pracy, co według wstępnych szacunków mogłoby zmniejszyć liczbę zarejestrowanych o około 200 tys. osób. Jednak pomysł ten przepadł w uzgodnieniach międzyresortowych.
Także legalizacja pracy w gospodarstwach domowych w zamian za ulgę podatkową dla pracodawców mogłaby spowodować zmniejszenie bezrobocia. Jednak według wielu opinii, biurokratyczne przepisy zniechęcają potencjalnych pracodawców do tej formy zatrudniania. Niemałe znaczenie ma też aspekt psychologiczny - trudno przyjąć do pracy w swoim domu osobę przysłaną z "pośredniaka", ale za uczciwość której urząd przecież nie odpowiada.
Jeżeli te dwie propozycje poprawią sytuację na rynku pracy, to zapewne nieprędko. Tymczasem szacunki władz dotyczące liczby bezrobotnych nie tylko z nazwy wydają się zbyt optymistyczne. Ponad milion Polaków pracuje w szarej strefie i nie można "wyprowadzić" ich ze statystyk bezrobocia, twierdząc ze zbyt dużym uproszczeniem, że wolą oni korzystać ze świadczeń dla bezrobotnych i jednocześnie pracować. Kolejny milion, który zdaniem szefów resortu gospodarki i pracy zatracił zdolność podjęcia zatrudnienia, wymaga natomiast jeszcze większej troski niż bezrobotni zarejestrowani w powiatowym urzędzie pracy. <BR/><BR/>Na radykalne ograniczenie szarej strefy mogą mieć wpływ jedynie zmiany natury ekonomicznej i pozostawienie przedsiębiorcom większej swobody w prowadzeniu biznesu. Szara strefa kwitnie tam, gdzie państwo mocno ingeruje w gospodarkę, wprowadzając liczne regulacje, które i tak z reguły są omijane.
W USA np. niewiele jest przepisów dotyczących rynku pracy. Umowa o pracę może być tam w każdej chwili zerwana przez każdą ze stron bez podania przyczyn, a przepisy regulują jedynie: wysokość płacy minimalnej, zakaz dyskryminacji ze względu na rasę, płeć itp., zasady pracy nieletnich i normy bezpieczeństwa pracy. Dzięki tak dużej elastyczności rynku pracy, zatrudnienie w USA w ostatnich 30 latach wzrosło o 60 proc (bezrobocie wynosi tam 5,2 proc.), a np. w Niemczech, gdzie ingerencja państwa w rynek pracy jest znacznie większa, zaledwie o 10 proc.