Jeszcze kilkanaście lat temu Rawa słynęła z tradycji drobiarskich, a na jedno miejsce do Państwowej Szkoły Technicznej Hodowli Drobiu startowały nawet cztery osoby.
Szkoła, stworzona w 1964 roku, była pierwszą tego typu w kraju i nazywano ją
unikatem. Kształciła przyszłych techników drobiarzy, którzy próbowali się do
niej dostać zaraz po liceum. Przy szkole powstało prężnie działające Naukowe
Koło Hodowców Drobiu, które prenumerowało miesięcznik "Drobiarstwo", i z powagą
zastanawiało się, czy "przepiórki będą nioskami przyszłości". O szkole pisano
prace magisterskie, a z publikacji prasowych na jej temat stworzono kilka
kronik. Dwa lata później na potrzeby szkoły wybudowano nowoczesny Zakład Wylęgu
Drobiu, który w czasach swojej świetności potrafił zatrudniać i kilkanaście
osób. Dziś na posterunku została tylko jedna osoba na pół etatu, która dawniej
była kierownikiem zakładu, a dziś jest także sprzątaczką i osobą przyjmującą
zamówienia.
Nasze moce przerobowe pozwoliłyby na wylęg nawet dwóch
milionów piskląt rocznie – mówi Jadwiga Chmielewska, absolwentka rawskiej
szkoły drobiarskiej. – Jeszcze rok temu było całkiem dobrze. Niestety,
obecnie zakład zawiesił swoją działalność i czeka na lepsze czasy. Rawski Zakład
Wylęgu Drobiu jest obecnie jednym z pięciu tego typu zakładów podlegających
Łódzkim Zakładom Drobiarskim. Wszystkie, jak zapewnia pani Chmielewska, pracują
na minimalnych obrotach.
Unijne dyrektywy są zawarte w
rozporządzeniu ministra rolnictwa na temat wylęgu drobiu – mówi Tadeusz
Kuligowski, zastępca powiatowego lekarza weterynarii z Powiatowego Inspektoratu
Weterynarii w Rawie. – Szczegółowo określają one wymagania dotyczące, między
innymi, magazynowania czy inkubacji piskląt, temperatury czy stanu sanitarnego.
Rawski zakład tych wymogów nie spełnia. Nawet gdyby więc doszło do nagłego
polepszenia koniunktury, zakład musiałby się zacząć modernizować. A na to nie ma
pieniędzy.
Czekamy na lepsze czasy – mówi Jadwiga
Chmielewska. – Ja cały czas wierzę, że czasy naszej dawnej świetności jeszcze
powrócą.