Najgorsi są zawistni sąsiedzi. Sam taki nie pójdzie kosić trzciny, ale za to podpali trzcinowiska, bo mu ta nasza "wielka kasa” stoi ością w gardle. W ubiegłym roku spalili nam prawie 2 tys. hektarów trzcin – mówią rolnicy, którzy dorabiają na koszeniu trzciny na biebrzańskich bagnach.
Wiązka trzciny ma przekrój do 60 cm. Trzcina musi być równo przycięta, a łodygi mają być proste i najlepiej jeśli są cienkie. Najlepsza wychodzi spod sierpa, a kosi się ją tylko zimą. Jedna osoba może zebrać dziennie co najmniej 20 wiązek, zaś wytrawni trzciniarze pozyskują ich po 50 i więcej. Problemów ze zbytem nie ma tu nikt. Pośrednicy przyjeżdżają pod dom i płacą po 3 zł za wiązkę. Trzcina znad Biebrzy trafia na dachy bogatych Anglików, Holendrów, Belgów.
Najwięcej kosiarzy mieszka w okolicach Trzciannego. Nazwa tej miejscowości pochodzi prawdopodobnie właśnie od tysięcy hektarów trzcinowisk porastających niemal połowę obszaru gminy.
Trzcina nigdy się nie skończy, bo rośnie jak chwast i jest jej coraz
więcej. Przybywa także trzciniarzy. W naszej gminie jest ich około pół setki.
Niektórzy żyją już praktycznie tylko z zimowego obkaszania bagien. Na
pozyskiwanie trzciny nie trzeba żadnych zezwoleń. Robota niby prosta, ale dobra
tylko dla tych, którzy nie boją się ciężkiej pracy na mrozie – mów wójt
Trzciannego Zdzisław Dąbrowski.
Wójt chwali zaradność Władysława
Ślesińskiego i rodziny Chojnowskich z Chojnowa – Przy niskiej opłacalności w
rolnictwie więcej pieniędzy daje im natura. Aż serce rośnie jak widzę tiry,
które jadą z trzciną od Ślesińskich i Chojnowskich. Run na trzcinę spowodował
też zainteresowanie całym rzemiosłem. Niegdyś prawie każdy gospodarz umiał kłaść
słomiane i trzcinowe strzechy, a teraz przyjeżdżają tu fachowcy z Anglii i uczą
nas tej umiejętności.
Trzcinowym dachem pokryta jest Karczma Bartla w Goniądzu. Właściciel ściągnął
jednak do tych prac fachowców aż z południa Polski. Unikatowy zawód pozwala na
osiągnięcie niezłych dochodów. Krycia dachów trzciną nauczyła się w Holandii
rodzina Magnuszewskich ze wsi Pisanki. Zamówień póki co nie mają, ale wierzą, że
ich czas nadejdzie już wkrótce. Jako pierwszy w okolicy strzechę na swoich
zabudowaniach położył wójt Dąbrowski. W tym fachu trzeba cierpliwości i
wyczucia materiału. Dziś zleceniodawcy chcą ozdobnych wykończeń i zgrabnego
ułożenia koplowania (szczytu dachu). Zaimpregnowana niepalnymi środkami
strzecha jest bezpieczna. Zimą trzcina grzeje, a latem daje przyjemny chłód w
mieszkaniu – powiedział wójt Trzciannego.
Trzciniarze chcą
utworzyć swoją własną organizację i w tym celu spotykają się kilka razy w roku w
Mońkach. Ich gośćmi są eksporterzy tego surowca i zagraniczni odbiorcy. Rolnicy
mają też wtedy okazję obejrzeć instruktażowe filmy. Wszystko po to, by
wymieniać się doświadczeniami i nauczyć postępowania z pośrednikami. W grupie
będzie nam łatwiej utrzymać stabilną cenę za pracę – mówili rolnicy. Na
wiosnę w Trzciannem odbędą się trzciniarskie warsztaty. Szkolenie obejmie m.in.
naukę kładzenia strzechy.
Biebrzańskie bagna są nieprzebranym źródłem tego surowca, ale miejscowi rolnicy niechętnie patrzą na obcych. Tu tylko niewielu wie która część łąk ma swojego właściciela i w zasadzie każdy może sobie zapalikować dowolną część bagien. Ale nieświadomy intruz musi liczyć się z tym, że trafi na miejscowych "właścicieli” terenu. A w dzikich ostępach wszystko może się zdarzyć – ostrzegają trzciniarze.