Tak jak rok temu prace nad budżetem państwa toczyły się w cieniu walki Donalda Tuska z hazardem, tak też w tym roku uwagę od budżetu państwa, nad którym Sejm wczoraj rozpoczął debatę, odwraca kolejna widowiskowa krucjata rozpoczęta przez premiera - walka z dopalaczami
Wzrost cen żywności, energii elektrycznej, gazu czy paliw to tylko część podwyżek, które w przyszłym roku funduje nam ekipa Donalda Tuska w ramach przygotowanego na 2011 rok budżetu państwa. Zaplanowana przez rząd podwyżka podatku VAT, który zawarty jest w cenie sprzedawanych towarów i usług, będzie najdotkliwsza dla najmniej zarabiających, ale może też doprowadzić do obniżenia popytu i zahamowania wzrostu gospodarczego, na którego zwiększeniu rząd opiera prognozę dochodów budżetowych na przyszły rok.
O tym, że rząd ma bardzo poważny problem z budżetem, świadczy przemówienie prezentującego Sejmowi projekt budżetu ministra finansów Jacka Rostowskiego. Minister zamiast mówić do rzeczy, tradycyjnie uwagę od meritum sprawy odwracał próbą uczynienia z debaty budżetowej kolejnej politycznej awantury. Po raz kolejny Rostowski zaatakował opozycję, a przede wszystkim zbeształ poprzednio rządzących. Zapowiadał przy tym, że żadna katastrofa finansów nam nie grozi, Polska jest w dobrej kondycji, a reformy finansów "są w drodze". Politykę rządu "niedenerwowania wyborców, przekonywania, że jest dobrze, i sugerowania, że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej niż faktycznie", którą można określić hasłem: "byle do wyborów", starannie starają się realizować posłowie PO. Przewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych Paweł Arndt (PO) przekonywał wczoraj z trybuny sejmowej m.in., że zapisy projektu przyszłorocznego budżetu państwa chronią najuboższych oraz zabezpieczają realizację zadań publicznych. Arndt stwierdził również, że podwyżka podatku VAT to niezwykle trudna decyzja, jednakże traktuje ją jako "najmniejsze zło z możliwych".
Podwyżka podatku VAT wiele wspólnego z ochroną najuboższych jednak nie ma. Biorąc pod uwagę, że już obecnie kuleje egzekucja należnych fiskusowi podatków, w tym podatku VAT, można przypuszczać, iż tym, którzy nie płacą, będzie jeszcze trudniej zapłacić po podwyżce. Zamiast np. zwiększyć egzekucję podatków, fiskus w wyniku podwyżki VAT złupi zwykłych obywateli, którzy przed wyższym podatkiem od towaru i usług nie są w stanie uciec. Jest on bowiem wliczony w cenę. A podwyżka najbardziej dotknie tych, którzy największą część swoich dochodów wydają na produkty pierwszej potrzeby: żywność, opłaty za energię etc., czyli średnio i najmniej zarabiających.
W projekcie ustawy budżetowej potwierdzono, że podstawowa stawka podatku VAT wzrośnie z 22 do 23 procent. Należy również wziąć pod uwagę, że w wyniku wyższego VAT wzrośnie np. koszt energii potrzebny do wytworzenia towarów czy też koszt transportu - co dodatkowo będzie sprzyjać windowaniu cen. Tym samym podwyżka VAT może się naszej gospodarce odbić czkawką, powodując zahamowanie wzrostu gospodarczego. W projekcie budżetu nie przewidziano także podwyżek płac w sferze budżetowej. Jedynie nauczyciele we wrześniu przyszłego roku mogą liczyć na większe płace. Podwyżka nauczycielskich pensji to jednak zmartwienie nie tyle rządu, co przede wszystkim samorządów, które nie otrzymują adekwatnej do zaplanowanej podwyżki subwencji. W budżecie przewidziano również obniżenie m.in. zasiłku pogrzebowego z 6,3 tys. zł do 4 tys. złotych.
Na projekcie przyszłorocznego budżetu suchej nitki nie pozostawiła opozycja. Prawo i Sprawiedliwość złożyło wniosek o odrzucenie projektu już po pierwszym czytaniu. Jak się okazuje, nie wszystkim jednak będzie gorzej. W poprzednich latach przy okazji debat budżetowych rozpętywane były olbrzymie awantury o budżet Kancelarii Prezydenta czy też Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Po tym, gdy prezydencki fotel zajął polityk Platformy Obywatelskiej, a w KRRiT Platforma ulokowała swoich ludzi, partia rządząca nie widzi konieczności cięć w budżetach tych instytucji, a wręcz przeciwnie. - Wydatki w Kancelarii Prezydenta wzrastają o 15 proc., a w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji o 30 procent. Wzrastają też koszty utrzymania urzędów centralnych o około 5 proc. - wyliczał Mariusz Błaszczak, przewodniczący klubu PiS. Wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Finansów Publicznych Beata Szydło (PiS) oceniła, że budżet na 2011 r. jest "politycznym przetrwaniem Platformy Obywatelskiej do wyborów parlamentarnych i nie bierze pod uwagę ani interesów państwa, ani interesów obywateli". Krytykując rząd za brak reformy finansów, zwracała uwagę, że dług publiczny wynosi w tej chwili blisko 740 mld złotych. - To daje 19 tys. zł na osobę, ale już 95 tys. zł na osobę poniżej 18. roku życia. To oznacza, że za niefrasobliwość i beztroskę tego rządu płacić będą przyszłe pokolenia Polaków - mówiła Szydło. Szef klubu PiS ocenił, że zielona wyspa, której mianem premier Donald Tusk określał Polskę, wpadła teraz w czarną dziurę.
Najgorszy budżet od 17 lat
Mocne słowa wypowiedział poseł SLD Ryszard Zbrzyzny. - To najgorszy budżet, nad jakim miałem okazję pracować, a w Sejmie jestem od 17 lat - mówił. Poseł SLD stwierdził, że przygotowany przez ekipę Donalda Tuska projekt budżetu jest antyrozwojowy i antyspołeczny. Zwrócił uwagę, iż w przyszłym roku do państwowej kasy z prywatyzacji wpłynąć ma 15 mld zł, a z dywidend i wpłat z zysku od firm z udziałem Skarbu Państwa - 8,5 mld złotych. Według Zbrzyznego, drenowanie państwowych firm z gotówki zahamuje ich rozwój. Ocenił także, iż budżet nie daje nadziei ludziom. - Dzisiaj kolejny raz zamrażane są płace budżetówki. Policja, straż pożarna, służba celna, pracownicy skarbówki i jeszcze inne służby państwowe protestują na ulicach Warszawy. Jedno, co udało się rządowi Donalda Tuska zrobić, to zjednoczenie ruchu związkowego przeciwko sobie - dodał Zbrzyzny. Poseł SLD zwrócił uwagę, że na koszty obsługi długu publicznego, np. samą wypłatę odsetek, wydajemy 33 mld zł rocznie. Co oznacza, iż na obsługę długu zostanie przeznaczona prawie całość wpływów z podatku dochodowego płaconego przez osoby fizyczne (plan dochodów z PIT na 2011 r. przewiduje 38 mld).
Minister finansów Jacek Rostowski zapowiedział, iż w kolejnych latach zmniejszać się będzie deficyt budżetowy. Na przyszły rok deficyt zaplanowano na 40,2 mld złotych. W kolejnych latach mniejszy ma być również deficyt sektora finansów publicznych. Rostowski poinformował, że według jego unijnej metodologii liczenia deficyt wynosić będzie: w 2011 r. - 6,5 proc. produktu krajowego brutto, w 2012 r. - 4,5 proc. PKB, a 2013 r. - 2,9 proc. PKB. W 2011 r. resort finansów prognozuje wzrost gospodarczy na poziomie 3,5 procent. Według Rostowskiego, wynik taki będzie nas plasował razem z Niemcami na drugim miejscu w Europie, za Szwecją spodziewającą się 4-procentowego wzrostu PKB.
Minister finansów zapowiedział, że w ciągu kilku tygodni trafi do Sejmu projekt ustawy zakładający wprowadzenie reguły wydatkowej. Ma ona polegać na tym, że wydatki niezaliczane do wydatków sztywnych, czyli tych, które należy ponieść np. na obsługę długu, nie będą mogły wzrastać o więcej niż o 1 procent. Rządowy projekt przyszłorocznego budżetu zakłada wydatki w wysokości 313,5 mld zł, a dochody rzędu 273,3 mld złotych.
9543688
1