Narodowy Fundusz Zdrowia rozgłasza wszem i wobec, że chcąc się leczyć w krajach Unii obywatel Polski musi mieć błogosławieństwo samego prezesa Funduszu. Tymczasem Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu twierdzi zupełnie co innego. Orzeczenie TPC oznacza, że NFZ wkrótce może wpaść w finansowe tarapaty.
Od 1 maja każdemu obywatelowi Polski przebywającemu w krajach Wspólnoty
będzie przysługiwało prawo do bezpłatnego leczenia. Zgodnie z zasadą "prawo
podąża za obywatelem", w każdym kraju Unii w razie nagłego wypadku czy
zachorowania będą nam przysługiwały takie same świadczenia zdrowotne jak
obywatelom tego państwa. Dlatego też po 1 maja polski turysta wyjeżdżający do
któregoś z pozostałych 24 państw UE nie będzie już musiał kupować specjalnego
ubezpieczenia na pokrycie kosztów leczenia. Wystarczy tylko zaopatrzyć się w
oddziałach NFZ w tzw. formularz E111 - unijny dokument ubezpieczenia. Dodatkowo
integracja otwiera przed nami perspektywę wyjazdów do Niemiec czy Holandii na
tzw. leczenie planowe (np. operacje). W tym celu poza odpowiednim formularzem
E112 trzeba jeszcze otrzymać zgodę prezesa NFZ - tak przynajmniej twierdzi
Fundusz. Zupełnie co innego wynika z orzeczenia Trybunału w Strasburgu,
powołującego się na zasadę Jednolitego Rynku i Swobodnego Przepływu Towarów i
Usług. Zgodnie z nim, każdy obywatel Unii ma prawo do leczenia na terenie kraju
członkowskiego bez "niezbędnej zwłoki".
- W 2003 roku Trybunał wydał
wykładnię prawną do swojego orzecznictwa. Według niej termin bez "zbędnej
zwłoki" należy interpretować w następujący sposób - pacjent, który ma planowany
zabieg w przeciągu dajmy na to trzech miesięcy w swoim kraju i z jakichś
przyczyn ten zabieg nie został wykonany, może bez zgody NFZ jechać do kraju
członkowskiego i poddać się leczeniu - tłumaczy Wojciech Misiński, ekspert
ds. służby zdrowia z Centrum im. Adama Smitha. Osoba korzystająca w takim
przypadku z leczenia za granicą Polski nie musi otrzymać zgody prezesa Funduszu.
A to może oznaczać prawdziwe kłopoty finansowe dla NFZ, który w tym roku
przeznaczył na leczenie naszych obywateli poza granicami Polski tylko 200 mln
zł.
- Wykładnia Trybunału otwiera swoistą puszkę Pandory. Przekonała się
o tym Anglia, gdzie czas na wykonanie zabiegu planowego wynosi w skrajnych
przypadkach nawet dwa lata. Obywatele tego kraju zaczęli masowo wyjeżdżać na
leczenia do Francji. A angielska kasa chorych musi, chcąc nie chcąc, za nie
płacić - podaje przykład Misiński.
A co, jeśli Fundusz nie będzie
chciał pokryć kosztów leczenia? Możemy pozwać go do sądu, który przy
rozpatrywaniu naszej skargi musi wziąć pod uwagę, że w tym przypadku prawem
nadrzędnym jest orzecznictwo TS. Ci, którzy już planują wyjazd do zagranicznego
szpitala, muszą pamiętać, że ich decyzja może się odbić czkawką polskiej służbie
zdrowia. Zgodnie z wyliczeniami Misińskiego, na jednego obcokrajowca leczącego
się u nas przypada trzech Polaków leczących się za granicą. Czyli NFZ otrzymuje
pieniądze za jednego pacjenta, a płaci za trzech. I często po znacznie wyższych
stawkach, bo koszty zabiegów w Niemczech czy Anglii są nieporównywalnie większe.
Tak więc 200 mln zł, które w tym roku NFZ ma na leczenie Polaków za granicą,
może bardzo szybko okazać się kwotą zdecydowanie za małą.
Fundusz musiałby
więc zacząć oszczędzać na własnym podwórku, a to odbiłoby się natychmiast na i
tak nienajlepszym poziomie usług medycznych w kraju. Niezadowoleni pacjenci
zaczęliby masowo wyjeżdżać za granicę, a im więcej by ich wyjechało, tym więcej
Fundusz musiałby za to płacić. I znów musiałby szukać oszczędności w kraju. I
tak by się tworzyło błędne koło. Oczywiście Fundusz mógłby poszukać dodatkowych
pieniędzy. Jednak ten pomysł wydaje się już z góry skazany na porażkę. Dziś nikt
nie ma żadnego na to pomysłu. Biuro prasowe NFZ w Warszawie, pytane gdzie
Fundusz będzie szukał pieniędzy, ma tylko jedną odpowiedź: - Gdzieś znajdziemy.
Z pomocą funduszowi zapewne przyszliby posłowie, którzy zawsze kiedy się coś
wali i pali grzmią z sejmowej mównicy o nieudacznikach i pytają, kto do tego
dopuścił. I zapewne i teraz nie przepuszczą okazji, skoro zanosi się na
wcześniejsze wybory parlamentarne. Zazwyczaj w takich przypadkach jedynym
ratunkiem jest przesunięcie pieniędzy z jednej kupki na drugą, czyli zabieramy
oświacie, dajemy zdrowiu. Potwierdza to zresztą Barbara Błońska-Fajfrowska,
posłanka UP, przewodnicząca sejmowej Komisji Zdrowia, którą zapytaliśmy, gdzie
fundusz mógłby znaleźć pieniądze.
- Nie wiem, są tacy, którzy grają w
totka - żartuje posłanka. - A tak poważnie to możemy tylko przesuwać pieniądze z
jednych świadczeń na drugie. W praktyce oznacza to jednak brak nakładów na
prowadzenie badań zdrowotnych, a nawet pogorszenie jakości świadczeń zdrowotnych
w kraju. Inne rozwiązanie to przesunięcie pieniędzy z np. budowy dróg albo ze
szkolnictwa. Z tej wydawałoby się beznadziejnej sytuacji jest jednak
wyjście. I to dość proste. - Fundusz powinien jak najszybciej wprowadzić nowe
zasady refundacji kosztów leczenia za granicą. W tej chwili zwracany jest koszt
leczenia, jaki poniósł pacjent w danym kraju Wspólnoty. Według mnie powinno
wyglądać to zupełnie inaczej. NFZ powinien zwracać tylko kwotę równą cenie
takiego świadczenia w Polsce. To pozwoliłoby funduszowi na znaczne oszczędności
- twierdzi Misiński. Czy w Funduszu posłuchają dobrej rady? Zobaczymy po 1 maja.