W lepszej sytuacji są zakłady mięsne. Państwowe scentralizowanie produkcji w latach PRL-u oraz brak mięsa i wędlin w sklepach sprawiły, że po 1990 r. powstała ogromna liczba drobnych, często rzemieślniczych ubojni i przetwórni. Brak kapitału oraz bardzo liberalne wówczas wymogi sanitarne, weterynaryjne i ekologiczne spowodowały, że przez lata zakłady te nie były w ogóle modernizowane. W rezultacie około 1 600 z nich nie ma dziś szans na dostosowanie się do unijnych wymogów - są to tzw. zakłady C. Wbrew powszechnemu przekonaniu, nie jest jednak prawdą, że te zakłady po naszym przystąpieniu do UE zostaną zlikwidowane.
- Będą mogły nadal produkować, ale tylko na rynek krajowy, a ich wyroby będą znakowane w ustalony sposób - wyjaśnia dr Krzysztof Ankiewcz. Nie oznacza to, że wszystko zostanie po staremu i firmy nadal będą mogły wytwarzać szynki i kiełbasy w warunkach sprzecznych nie tylko z wymogami Unii, ale niekiedy urągających podstawowym zasadom higieny. 17 lipca ubiegłego roku minister rolnictwa wydał znowelizowane rozporządzenie, w którym określił m.in. warunki weterynaryjne, jakie muszą spełniać ubojnie, w tym także produkujące wyłącznie na rynek krajowy (czyli zakłady C). Te warunki są jednak znacznie mniej rygorystyczne od tych, którym będą musiały sprostać firmy chcące sprzedawać swoje wyroby na unijne stoły. Wiadomo jednak, że część zakładów z grupy C upadnie; nie dlatego, że zostaną zamknięte, tylko dlatego, że wyeliminuje je rynek.
W Małopolsce jest 312 zakładów mięsnych grupy C, czyli 80 proc. wszystkich tej branży. Nie sposób jednak jeszcze oszacować, które przetrwają. W Małopolsce, jak mówi dr Ankiewicz, pięć zakładów spełniło unijne wymogi i już w maju ich wyroby mogą trafić na unijne stoły. Są to: Zakłady Mięsne w Tarnowie, Zakłady Drobiarskie w Niepołomicach, rzeźnia koni w Słomnikach, Zakłady Drobiarskie Konspol w Nowym Sączu i Contimax w Bochni, producent delikatesowych przetworów z ryb i owoców morza.
Kolejna grupa zakładów to te, które mają jeszcze szanse i teraz walczą z czasem i brakiem pieniędzy na inwestycje. W Małopolsce 102 firmy miały sprostać unijnym wymogom do końca kwietnia tego roku (zakłady B1), ale już dziś wiadomo, że ponad połowa z nich nie zdąży. Większość wystąpiła o przyznanie okresu przejściowego - do końca 2007 r. - w którym będą sprzedawać swoje wyroby tylko do polskich sklepów i równocześnie nadrabiać opóźnienia w modernizacji. Ostania grupa - B2 - to firmy, którym wyznaczono już wcześniej okresy przejściowe - do końca 2007 lub 2006 r. W Małopolsce takich firm jest 22.
Coraz ostrzejsza konkurencja sprawia jednak, że zakłady branży mięsnej robią, co mogą, by - niezależnie od okresu przejściowego - uporać się z modernizacją do końca kwietnia tego roku. Józef Górka, właściciel zakładu uboju przetwórstwa mięsnego "Wędzonka" w Myślenicach mówi, że do tego czasu najprawdopodobniej zdąży zmodernizować zakład. - Na razie skończyliśmy remont części ubojowej i zabieramy się za część produkcyjną; wystąpiliśmy o dotację z unijnego programu SAPARD i nasz wniosek został właśnie zatwierdzony - mówi właściciel firmy.
26 stycznia zapadnie decyzja, które zakłady mięsne w Małopolsce zostaną skontrolowane przez unijnych inspektorów. Kontrola odbędzie się w ciągu dwóch tygodni od tego dnia.
Wczoraj natomiast inspektorzy Unii rozpoczęli w Polsce kontrolę tzw. pozostałości substancji niedozwolonych w żywności. Analizują dokumenty i procedury związane z badaniem próbek żywności - pod kątem m.in. obecności w nich metali ciężkich, dioksyn, skażenia promieniotwórczego itp. Na razie w Małopolsce nie pojawili się, ale - jak mówi dr Krzysztof Ankiewicz - może to nastąpić w każdej chwili.