Sytuacja polskich rybaków jest zła. Zyskują tylko ci, którzy oddają kutry na złom. Nie wszyscy chcą zrezygnować z zawodu, więc domagają się rekompensat za przymusową bezczynność.
W przyszłym tygodniu Sztab Kryzysowy Rybołówstwa w Kołobrzegu ma zdecydować o formach protestu. Możliwe, iż dojdzie do blokady portów. Rybacy domagają się od rządu wypłaty rekompensat za przymusowy wydłużony postój. W tym roku, od maja do połowy września nie mogą łowić dorszy. W ubiegłym roku okres ochronny trwał jedynie dwa miesiące.
Za dodatkowe 2,5 miesiąca bez pracy wywalczyli w maju rekompensaty z unijnego i krajowego budżetu. Muszą jednak spełnić podstawowy warunek: przez 56 dni nie wypływać w morze. Co piąty rybak zdecydował się zawiesić działalność na ten okres, ale tylko 5 właścicieli kutrów dostało rekompensaty. Na obiecane 3,4 mln zł czeka ponad 200 armatorów.
- Mamy pieniądze na wypłaty dla rybaków, staramy się przyspieszyć procedury, by jeszcze w sierpniu przelać pieniądze dla ponad stu właścicieli kutrów - zapewnia Lesław Dybiec, dyrektor Departamentu Rybołówstwa w Ministerstwie Gospodarki.
W większości państw Unii rybacy dostają pomoc od władz lokalnych lub funduszu pracy. Polska nie zagwarantowała w budżecie pieniędzy na ten cel, ale uzyskała zgodę na przesunięcie 4 mln euro z unijnych funduszy strukturalnych. Rekompensaty są wypłacane z polskiego budżetu, a Bruksela zwraca potem trzy czwarte sumy.