Polski rynek biopaliw czekają spore zmiany. Chodzi o konieczność wprowadzenia certyfikatów na produkcję biokomponentów. Do tego zmusza nas unijne prawo. Problem w tym, że czas na wprowadzenie nowych przepisów mija 5 grudnia.
I raczej pewne jest, że nie zdążymy. Producenci estrów boją się, że opóźnienia w certyfikacji wykorzystają koncerny paliwowe, które zamiast krajowego surowca wybiorą certyfikowane biokomponenty zachodnie.
Dzięki obowiązkowi dolewania biokomponentów do paliw ciekłych popyt na estry i bioetanol rośnie. Zakłady z roku na rok wytwarzają i sprzedają coraz więcej towaru. Problem w tym, że przyszłym roku konieczne będą certyfikaty zrównoważonego rozwoju, które mają gwarantować, że produkcja biopaliw odbyła się z minimalną szkodą dla środowiska. Obecnie posiada je zaledwie kilka firm w Polsce.
A to zdaniem producentów biopaliw, woda na młyn dla koncernów paliwowych, które zamiast w kraju zwiększą zakupy za granicą.
Tomasz Pańczyszyn - Krajowa Izba Biopaliw „Stanowisko kilkukrotnie ujawniane przez koncerny jest takie, że jeżeli dana partia biokomponentów nie będzie posiadała certyfikatu, dla nich jest to ryzyko, ponieważ w ramach przyznanego programu pomocy jest ryzyko zwrotu pomocy.”
Co na to koncerny? Ich zdaniem problem certyfikacji rzeczywiście istnieje ale tylko na papierze. Z brakiem odpowiednich zezwoleń borykają się niemal wszystkie kraje Unii. Wyjątkiem są tylko Niemcy. A to oznacza, że Bruksela będzie na ten problem przynajmniej na razie, przymykać oko.
Halina Pupacz - Polska Izba Paliw Płynnych „Twierdzenie, że tylko u Niemców możemy kupić bo mają certyfikację nie do końca jest prawdziwe, bo za chwilę z jakiś powodów Komisja Europejska może mieć zastrzeżenia do sytemu zaproponowanego przez Niemców i może go nie notyfikować.”
Przyszłoroczne problemy w branży mogą przyjść z zupełnie innej strony. Ze względu na decyzję rządu o zniesieniu ulg w akcyzie na biopaliwa, zdaniem koncertów to one najbardziej dostaną po kieszeni, bo produkcja biopaliw może stać się nieopłacalna.
9552125
1