Tadeusz, uratowany z włoskiego obozu pracy: - Opiekunowie bili pracowników, ale ludzie bili się też między sobą. Po kilku miesiącach w obozie wszyscy stawali się zwierzętami
Castellana Grotte to maleńkie miasteczko ok. 70 km na południe od Bari. Dziś to schronienie dla 20 Polaków z ponad setki uwolnionych dobę wcześniej z obozów w okolicy Orta Nova w Apulii. Są zmęczeni i wystraszeni. Wieczorem wrócą z "ziemi obiecanej" do Polski.
Operacja "Ziemia obiecana"
"Ziemia obiecana" to kryptonim operacji polskiej policji i włoskich karabinierów, o której pisaliśmy wczoraj. Uwolnili Polaków, którzy na włoskich polach pracowali jak niewolnicy. Po trwającym ponad rok śledztwie ("Gazeta" alarm o obozach podnosiła już w 2005 r.) i przesłuchaniu ponad 300 pokrzywdzonych zatrzymanych zostało 25 członków przestępczej struktury. 15 z nich (w tym 11 Polaków) odpowie we Włoszech za handel ludźmi i "wprowadzanie w stan niewolnictwa".
Sąd aresztował po południu 10 zatrzymanych w Polsce (głównie werbowników i przewoźników). Do zarzutów handlu ludźmi się nie przyznają. Do oszustwa - niektórzy - tak.
- Pojawiają się nowe wątki, nowe osoby z siatki, będą nowe zatrzymania - mówi jeden z oficerów znających sprawę. Ok. 17 przychodzi informacja: w Polsce zatrzymana została 11. osoba, Mieczysław M. z Wrocławia, miał autokar i busa, do obozów wywiózł kilkaset osób. Po chwili wpadają też Szczepan B. i Teresa T. z Janowa Lubelskiego.
Prokuratura krakowska za 23-letnią Joanną Mroczką i 27-letnim Łukaszem Zapałem z podkarpackiego wystawia listy gończe i Europejskie Nakazy Aresztowania. Od dziś uruchomiony jest specjalny telefon w Krakowie: 0 12 615 22 22.
Ofiarami tego procederu paść mogło nawet ponad tysiąc Polaków. Karabinierzy na drugą fazę operacji zaplanowali wyjaśnienie tajemniczych zaginięć, samobójstw, zabójstw, wątków handlu narkotykami i zmuszania do prostytucji.
Konsul RP w Rzymie Anna Bednarek: - Śledztwo będzie kontynuowane, jednym z jego elementów jest teraz wyjaśnienie czterech zgonów Polaków, które miały miejsce w tamtych okolicach w ostatnich kilku bądź kilkunastu miesiącach. Wcześniej zakwalifikowane zostały jako samobójstwa, teraz służby prowadzące sprawę obozów mają co do tego wątpliwości.
"Ludzie bili się między sobą"
Z Włoch wracają ci, którzy byli tam najkrócej, stracili niewiele, nie zdążyli doświadczyć bicia, szczucia psami, straszenia bronią.
Mówi Tadek: - Widziałem, jak opiekunowie bili pracowników, ale ludzie bili się też między sobą. W ruch szły kije bejsbolowe. Tuż przed akcją karabinierów zniknęły z obozu dwie kobiety z dziećmi.
Najdłużej - trzy miesiące - pracował tu, przy zbiorze karczochów, cukinii, pieleniu pomidorów, pan Darek ze Starogardu. - Chciałem zarobić na ślub córki, we wrześniu - opowiada. - Ogłoszenie o pracy znalazłem w "Dzienniku Bałtyckim". Odebrała pani Ewa. Obiecywała 5,7 euro na godz., nocleg w domku kempingowym. Pojechałem z dwoma kolegami. Spaliśmy w namiocie na dwóch, trzeci spał pod gołym niebem. Dostałem dwie zaliczki: 20 i 25 euro. Praca była od 4 rano do 13 i od 16 do 20-21. Myliśmy się w misce z wodą, wychodek był w oliwnym w gaju.
Taki był schemat działania gangu: ogłoszenia, werbunek na telefon. Dlaczego mimo ostrzeżeń ludzie dają się na to nabrać?
Dwudziestolatka z Cieszyna: - Wiedzieliśmy o niewolnikach z prasy, ale mówiło się o tym latem zeszłego roku. Myśleliśmy, że to już minęło. Wspominano o wyzysku na południu Włoch, nam mówiono, że jedziemy do centralnych. Mieliśmy nadzieję, że nas to nie spotka.
Do "niewoli" przez urząd pracy
Trzy kobiety ze Śląska opowiadają, że do pracy trafiły pośrednio poprzez urząd pracy. W okienku - zamiast oferty - dostały telefon do osoby, która zorganizowała im przyjazd tutaj, dwa tygodnie temu.
Anna Bednarek radzi: - Czy mamy do czynienia z pośrednikiem działającym legalnie, można sprawdzić na stronie internetowej polskiego Ministerstwa Pracy.
Dlaczego tylko nieliczni uwolnieni zdecydowali się wracać? - Jest szczyt sezonu, pracy dużo - odpowiada młody mężczyzna. Inni mówią, że wśród Polaków są też tacy, którzy pracują tylko po to, by zarobić na kolejną flaszkę wina. - To degeneraci, którzy nie chcą wracać do Polski, bo tam na nich czekają wyroki. Teraz przejmą biznes - mówi Tadek z okolic Warszawy.
• W konsulacie honorowym w Castellana Grotte uruchomiono telefon (w godz. 9- 21) dla rodzin Polaków, którzy się tutaj zatrzymali, i dla tych, którzy poszukują informacji o swoich krewnych pracujących w okolicach Foggi: tel. 0039 080 496 4309 lub 0039 080 490 8350.